piątek, 30 grudnia 2011

Niósł ślepy kulawego, dobrze im się działo.

Nie wytrzymałem. Musiałem wrócić. Wszystko przez moją alergię na głupotę. Nie żebym był najmądrzejszy pod Słońcem, choć nie ukrywam rozumów kilka zjadłem. Najczęściej pędząc na rowerze, ale wtedy ma się marny wybór, człowiek łyka co popadnie, najczęściej muchy. Muchy są nieczyste i włochate, z tego połykania potem tylko się smarki bierą. No i z podmuchów wiatru. Ale o tym może innym razem.
Ale do czego zmierzam? Otóż zbulwersowało mnie, że gość, który nie miał aparatu w dłoniach raczy się dzielić opinią na temat jego funkcjonowania. Jakże to? ja zapytuję. Wiem co powiecie, "dobra, dobra" powiecie, "przecież Ty nie żarłeś tych wszystkich medykamentów, które sprzedajesz.". No jasne, pewnie że nie, ale zadałem sobie trud i zgłębiłem dogłębnie "farmakologię" prof. Kostowskiego i kilka innych książek, a jak się okazuje, wujek dobra rada, nawet instrukcji nie raczył przeczytać, ale radzi, bo mu wolno. I na Palikupę głosować też wolno. Także pamiętajcie, kiedy nie macie o czymś pojęcia, zabierajcie ochoczo głos w temacie. Waszej niewiedzy i tak nikt nie sprawdzi, a może spowodujecie narodziny nowej "urban legend".

wheels of confusion

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Minolta DYNAX 5 - recenzja


Mój pierwszy poważny aparat

Pomyśleli byście? Ta plastikowa wydmuszka, jak ją niektórzy określają, była moim pierwszym poważnym aparatem. Co rozumiem pod pojęciem poważnym? Na przykład to, że miała więcej czasów otwarcia migawki niż Zenit 12-2, do tego cuda wianki i inne. Ale o tym i o innym po kolei.

Do roboty!


Zaczynamy klasycznie, rzutem ze skosu na niebieskim, tak przez Was lubianym, tle. Od razu gwoli wyjaśnienia, widzimy tu egzemplarz z obiektywem 1,7/50, a nie z tzw. kitowym, ponieważ tego kitowego nie używałem tak dawno, że nie byłem go w stanie zlokalizować inaczej niż po wynajęciu detektywa Ostrowskiego. Skoro już mamy jasność, że nie jest to zestaw stricte pudełkowy, przejdźmy do przeglądu części i funkcji. Spoglądając zadziornie od strony prawej widzimy napis określający model modelu, dla tych mniej spostrzegawczych mogę napisać, że chodzi o DYNAX 5. Pod nazwą modelu, przypomnę DYNAX 5, widzimy niejaką bulbę, z której wystaje guzik, mający na celu zwolnienie blokady obiektywu. Pod oną bulbą znajduje się przełącznik reżimu (AF/MF) pracy obiektywu. Przełącznik znajduje się na ciele aparatu, bowiem silnik samoostrzenia znajduje się w tułowiu, a jego obroty przenoszone są na obiektyw przy pomocy tak zwanego śrubokrętu. Pomiędzy napisem DYNAX 5, a obiektywem widzimy dwa guziki. Górny - z błyskawicą, otwiera wbudowaną lampę błyskową o liczbie przewodniej 12 dla filmu o czułości 100ASA. Lampa znajduje się tuż nad napisem MINOLTA. Dolny ze znaczkiem +/- odpowiedzialny jest za korekcję ekspozycji, a w trybie manualnym za wybór wartości przysłony. Po przyciśnięciu owego guzika, należy kręcić kołem nastaw zlokalizowanym gdzie indziej. A gdzie? O tym już za chwilę.


Zmieniwszy strony zgrabnym wygibasem zaczynamy opis części od lewej lewej. Pierwszy ledwo, ledwo rzuca nam się w oczy gumowy pokrywek, który zakrywa gniazdo wężyka spustowego. Wężyk jest elektroniczny, przez co oryginał kosztował krocie. Na szczęście mój szwagrowski, który jest elektronikiem, zrobił mi wężyk z wtyczki komputerowej, kabelka i obudowy od pilota samochodowego. Pasuje i co ważniejsze działa jak oryginalny. Nad wybrzuszeniem chwytu znajduje się okienko pilota na podczerwień. Dalej nad nim znajdujemy spust migawki. Za spustem, a nieco pod nim znajduje się wspomniane koło nastaw, które służy do wielu, wielu czynności, których nie pamiętam. No z wyjątkami. Na samym spodzie znajduje się guzik podglądu głębi ostrości, a za nim już tylko obiektyw.


Dla odmiany kukniemy teraz na pleczo. Pleczo zaczyna się inaczej niż w większości aparatów, bowiem zaczyna się od prawej. Serio! Żadne banialuki, pokrywa otwiera się z prawej na lewą, o czym informuje nas guzik z napisem OPEN, oraz okienko z czerwonym wskaźnikiem. Wskaźnik jest czerwony, bowiem jest założony film. Ba! nie dość że aparat pokazuje, że jest założony film, to na dodatek sam z siebie blokuje przycisk otwierania klapki, dzięki czemu aparat nie otworzy się przypadkowo paczką szprotek w sosie pomidorowym. "No dobra" powiecie, "a co jak film się urwie i trzeba otworzyć tak czy siak". Spoko, spoko, jak by to rzekł Kwintek (a może Kramerko?), na prawej ściance, w okolicach klapki gniazdka wężyka spustowego, jest otwór technologiczny, w który można wrazić igłę cyrkla, otwierając jednocześnie odrzwia komory filmu. Obok otwieracza w/w komory filmu, znajduje się przycisk zwijania powrotnego filmu, tak w razie jakby co. 
Na samej górze oczom naszym objawiają się dwa guziki i suwak. Suwak ma za zadanie włączać i wyłączać zasilanie urządzenia. Guzik AF służy do wyboru pola samoostrzenia, których do wyboru jest siedem, jedno centralne i sześć na obwodzie. Drugi przycisk służy do: 
a) włącznie pomiaru punktowego (SPOT); 
b) podczas używania lampy błyskowej umożliwia on używanie długich czasów otwarcia migawki.
Wykonawszy tygrysi skok na lewą stronę odrzwi komory filmu, ujrzymy okienko, w którym widzimy fragment kasetki, informujący nas o tym, jaki akuratnie film gnieździ się w trzewiach.
Na koniec kilka słów o wizjerze, który pręży się dumnie, otoczony gumoliną muszli ocznej. Otóż po lewicy jego znajdują się okienka podczerwieni, która błyskając nam po oku, do świństw nad namawia i te wszystkie smarki od tego się bierą. Poza tym, w tem sposób aparat się informuje, że fotoamator aparat do paszczy przytknął i że może bez jego wiedzy włączyć światłomierz, który normalnie półspustem się włącza, takoż i autofokus podwakroć. Oprócz tejże podczerwieni, znajdują się w chwycie styki elektroniczne (widoczne na pierwszym zdjęciu). Ogólnie to jak zwykle upraszczam i uogólniam, bo w lecie najpierw styki z naszą dłonią się syknąwszy, powodują, że aparat włącza się w STAND-BY, a podczerwień załącza w/w systemy. Natomiast w zimie, gdy mamy na sobie rękawice, aparat opiera się wyłącznie na pod czerwieni. Na szczęście ową mądrość aparatu można wyłączyć, oparłszy się wyłącznie na swym palcu i spuście. Ale miałem o wizjerze. Wizjer niestety jest zły, bo mały i ciemny. związane jest to z faktem, że aparat posiada tzw. pentagonalny pryzmat lustrzany. Kiedy przesiadłem się z Zenita 12-2, a właściwie z Zenita 19, nie przeszkadzało mnie to aż nadto, ale teraz gdy liznąłem nieco aparatów, wiedzę to jako mankament. Może nie jest tak źle, ale na bank mogłoby być lepiej. W wizjerze widać obraz, a na nim naniesione punkty AF, które dodatkowo są podświetlane na czerwono w momencie wyboru. Na matówce zaznaczone jest także pole odpowiadające pomiarowi punktowemu. Pod obrazem widać takie dane jak potwierdzenie samooostrzenia, szybkość migawki, wartość przysłony oraz korekcję ekspozycji w postaci drabinki, która w trybie manualnym działa na zasadzie wskazówki z Zenita 19.


Dno aparatu to kompletne dno. Oprócz gwintu statywu i klapki komory baterii (chyba CR2) nic tu nie ma. No to zrywam stąd. Ale, ale, widać wspomniane wyżej styki.


Co innego góra. Mamy tu tyle, że aż mnie głowa rozbolała. A mówią, że od przybytku nie boli, dziwne. Ale my tu gadu - gadu, a kawa stygnie. Hmm... od czego by tu zacząć? Może od prawej, jakby prościej. Mamy więc dwa guziki, górny z panią z profilu, odpowiedzialny jest za wybór tzw. trybów tematycznych. Akurat wybrany tryb wskazywany jest na wyświetlaczu z pomocą trójkącika pod konkretną ikonką. Dolny odpowiedzialny jest za włączenie samowyzwalacza oraz za pracę w trybie seryjnym, wolnym i prędkim. Nad wyświetlaczem, a w rzeczywistości przed, znajdują się spust migawki, kółko nastaw wszelakich oraz guzik P jak PANIKA. Wciśnięcie tego guzika sprowadza fotografa do roli wyborcy kadrów, wszystko inne zrobi za niego aparat. No, prawie wszystko. Jeśli chodzi o wyświetlacz, to informuje on użytkownika, oczywiście kiedy jest włączony, o wielu rzeczach. Konkretnie to nie pamiętam teraz, ale na pewno tak jest, że informuje. Nawet nie pytany. Po środku mamy gniazdo lampy błyskowej, bardzo sprytne, bowiem nietypowe, dzięki czemu nie pasują do tego aparatu lampy błyskowe marki Czajka. Na lewo znajduje się koło konfiguracji aparatu, wraz z guzikiem FUNC. Po wybraniu konkretnego pola działania (ikonki na kole), wciskamy i trzymamy guzik w środku, jednocześnie kręcąc kółkiem obok spustu. Wszystkie nastawy pokazywane są na bieżąco w wyświetlaczu. Postaram pokrótce opisać co i jak. 
Ikonka P ASM - wybór trybu pracy P - pełny program, A - priorytet przysłony, S - priorytet migawki, M - pełny manual;
Prostokąciki - wybór pomiędzy wielokrotną ekspozycją, a tzw. bracketingiem;
Trąbka - włączenie/wyłączenie sygnału dźwiękowego;
Eye Start - włączenie/wyłączenie uruchamiania aparatu okiem;
CUST - ustawienia użytkownika, konkretnie czternaście takich ustawień, od wciągania końcówki filmu, na czymś innym kończąc;
ISO - ręczne wprowadzenie czułości filmu;
AF ACS - wybór tryby pracy samoostrzenia
OKO + WL - włączenie redukcji czerwonego oka (lampa wbudowana), praca z lampami zewnętrznymi w trybie bezprzewodowym - tylko z lampami minolty.
Przyznaję bez bicia, że potraktowałem ten akapit niepoważnie, ale proszę mnie zrozumieć, połowy tego o czym pisałem, nie widziałem na oczy, a jak widziałem, to z instrukcją w dłoni, bowiem inaczej sposób tego spamiętać.


W pełnej krasie popatrzmy na bagnet z kropką, przepiękne styki, lustro. Śrubokręt ukryty. It's beautiful, ja patrzę i płaczę.


A tu z zasobnikiem na cztery baterie typu AA lub LR6, a gdyby jeszcze kto nie wiedział o jakich mowa, to napiszę, że o paluszki chodzi.


I to samo, tylko z drugiej strony, a co!


No i jak zwykle recenzja z czapy, bez składu i ładu, bez danych fabrycznych, bez niczego, jakby to Kononowicz pisał. Pora zatem zakończyć jakąś zgrabną dykteryjką, czy czym. Albo nie, napiszę tylko że aparat ma zacne możliwości, bardzo poprawnie naświetla filmy czarno-białe i  slajdy, nawet kiedy fotograf spanikuje i naciśnie P. Jest to maszynka bardzo zgrabna, jak dla mnie aż za bardzo nawet. Ujęcie jej zgrabności dodaniem zasobnika na baterie bardzo pomaga w chwycie. Więcej wad nie widzę, zasadniczo.

I to by było na tyle.
Dziękuję i do widzenia.
Wasz Fotomutant

środa, 14 grudnia 2011

3... 2... 1... and blast off

Pragnę powitać wszystkich przypadkowych gości mojego "bloga". Co to w ogóle za słowo? Jakieś ohydne mnie się widzi, to wydymanie ust, takie "by!". Ale nieważne. To tyle. Do następnego razu.

Pozdrawiam
Wasz Fotomutant