Dziś walentynki. Święto patrona chorych psychicznie i innych epileptyków. Myślę, że dziś idealnie będzie pasować recenzja aparatu, podczas zakupu którego musiałem być niespełna rozumu, lecz potem się w nim zakochałem, jeśli można tak to ująć. Zatem "kapela tuż!"
Olympus OM-2n
Szanowni Państwo! Dziś przedstawię Państwu legendę przez duże N, obiekt kultu otoczony takim kultem, że niejednokrotnie notowano cudowne uzdrowienia i wielokrotne objawienia w miejscowościach takich jak: Bączal Górny, Bącza Kunina i Kobyle (caco). Normalnie z wypiekami na twarzy spytalibyście się, co nam tu kolega chce opowiedzieć, ale się nie spytacie, bo przecież tytuł jest widoczny, niczym złocista strużka moczu nietoperza w ciemności. Oczywiście i nietoperz i jego strużka są w ciemności, ale ja ich z tej ciemności wydobędę na światło słońca, niczem mityczny speleolog Tezeusz wydobył Ariadnę z labiryntu po nitce do kłębka.
Trutu trutu, garść suchych informacji
Olympus OM-2n objawił się pospólstwu i gawiedzi w roku 1979 jako rozwinięcie, a właściwie udoskonalenie niejakie modelu OM-2. Aparaty różniły się zasadniczo i kosmetycznie. Zasadniczo to sposobem współpracy z lampami błyskowymi, a kosmetycznie to tylko kosmetycznie. Modele OM-2 i OM-2n posiadały migawkę płócienną o przebiegu poziomym, sterowaną elektronicznie. Do tego posiadały one tryb automatyczny, a właściwie to reżim preselekcji przysłony. Co to znaczy, wie każdy kto miał w ręku aparat inny niż Zenit lub Canomatic, a jak nie wie, niech skorzysta z Wikipedii. Na pewno jest coś o tym, sprawdzałem dziś rano więc wiem lepiej. Więcej sucharów stricte technicznych nie chce mnie się pisać, można je bowiem znaleźć w każdym zakątku sieci, nawet na forach dla kucharek kolonijnych, słowo! jak pragnę podskoczyć. To może tyle, bo nieskoordynowany dziś jestem, ale to wina JanUSA, bo coś wspomniał o ADHD, którego nie mam, bo przecież nie istnieje.
Aha, o Olympusach jeśli się pisze, to tylko dobrze. Dlatego właśnie postanowiłem kupić jednego, żeby się na własnej skórze przekonać, żeby wetknąć swój brudny paluch w migawkę, niczym biblijny Tomasz. Czy się przekonałem, dowiedzą się Państwo w późniejszym terminie.
Rzuty na matę, czyli jak w weekend się nauczyć karate
Tradycyjnie recenzja będzie się składać ze zdjęć na niebieskim tle i jakiegoś tekstu do tego. Jeszcze nie znudzeni? No to pajechali, jak mawiali starożytni Rosjanie.
Szanowni Państwo! Dziś przedstawię Państwu legendę przez duże N, obiekt kultu otoczony takim kultem, że niejednokrotnie notowano cudowne uzdrowienia i wielokrotne objawienia w miejscowościach takich jak: Bączal Górny, Bącza Kunina i Kobyle (caco). Normalnie z wypiekami na twarzy spytalibyście się, co nam tu kolega chce opowiedzieć, ale się nie spytacie, bo przecież tytuł jest widoczny, niczym złocista strużka moczu nietoperza w ciemności. Oczywiście i nietoperz i jego strużka są w ciemności, ale ja ich z tej ciemności wydobędę na światło słońca, niczem mityczny speleolog Tezeusz wydobył Ariadnę z labiryntu po nitce do kłębka.
Trutu trutu, garść suchych informacji
Olympus OM-2n objawił się pospólstwu i gawiedzi w roku 1979 jako rozwinięcie, a właściwie udoskonalenie niejakie modelu OM-2. Aparaty różniły się zasadniczo i kosmetycznie. Zasadniczo to sposobem współpracy z lampami błyskowymi, a kosmetycznie to tylko kosmetycznie. Modele OM-2 i OM-2n posiadały migawkę płócienną o przebiegu poziomym, sterowaną elektronicznie. Do tego posiadały one tryb automatyczny, a właściwie to reżim preselekcji przysłony. Co to znaczy, wie każdy kto miał w ręku aparat inny niż Zenit lub Canomatic, a jak nie wie, niech skorzysta z Wikipedii. Na pewno jest coś o tym, sprawdzałem dziś rano więc wiem lepiej. Więcej sucharów stricte technicznych nie chce mnie się pisać, można je bowiem znaleźć w każdym zakątku sieci, nawet na forach dla kucharek kolonijnych, słowo! jak pragnę podskoczyć. To może tyle, bo nieskoordynowany dziś jestem, ale to wina JanUSA, bo coś wspomniał o ADHD, którego nie mam, bo przecież nie istnieje.
Aha, o Olympusach jeśli się pisze, to tylko dobrze. Dlatego właśnie postanowiłem kupić jednego, żeby się na własnej skórze przekonać, żeby wetknąć swój brudny paluch w migawkę, niczym biblijny Tomasz. Czy się przekonałem, dowiedzą się Państwo w późniejszym terminie.
Rzuty na matę, czyli jak w weekend się nauczyć karate
Tradycyjnie recenzja będzie się składać ze zdjęć na niebieskim tle i jakiegoś tekstu do tego. Jeszcze nie znudzeni? No to pajechali, jak mawiali starożytni Rosjanie.
W
rzucie tym, rzuca się w oko, lub nawet w oczu oboje, gniazdo PC
synchronizacji lampy z pierścieniem umożliwiającym wybranie
jednej z dwóch nastaw: FP - synchronizacja z szybkimi czasami
migawki (1/60 - 1/1000), X (niewidoczny
lecz wybrany) z czasami pozostałymi. Natomiast na dole, na wysokości
plakietki MD, widać napis B LOCK,
a poniżej niego przycisk blokady, którego wciśnięcie odblokowuje
blokadę pierścienia czasów, przez co możliwym jest ustawienie i
wybranie trybu B. Na obiektywie,
na godzinie powiedzmy 1:27AM widzimy przycisk, umożliwiający
swobodne odłączenie obiektywu od ciała aparatu. Aha, MD to skrót od Motor Drive, czyli że można jeździć motorkiem i jednocześnie fotografować. Taka opcja dla cyrkowców sowieckich, prawda. Albo indyjskich, tych od beczki strachu.
Fig.
2 Rzut przedni na prawo, stosowany często przez samurajów, ugodzonych dzidą podczas szarży kawaleryjskiej. |
W
tym momencie do naszej jaźni dociera imaginacja napisu OM-2n,
obok którego, inaczej niż w innych aparatach, znajduje się
pokrętło blokady zwijania powrotnego filmu, oznaczone jako R
plus czerwona strzałka do góry.
Pokrętło owo, umożliwiało wykonanie wielokrotnego naświetlenia
jednej klatki. Aby dokonać tej sztuczki, należało przekręcić ową
knopkę w zalecanym kierunku, a następnie trzymając ją, należało
naciągnąć migawkę dźwignią po temu przeznaczoną, w wyniku
takiej ekwilibrystyki, naciągana była migawka, natomiast film trwał
niewzruszenie na straży pokoju. Chyba że się przebywało w
plenerze, wtedy stał niewzruszony jak skała, na przykład maczuga
Heraklesa w Ojcowie. Poniżej, pokrętła, nie maczugi, znajduje się
dźwignia samowyzwalacza. Dźwignię można było naciągnąć do
pełna, czyli do dołu, lub na pół gwizdka, lub nawet na wartość
pośrednią. Dzięki takiej różnorodności, uzyskujemy na oko czasy
opóźnienia od ca. 4 sekund (90°), przez ca. 8 sekund (120°) do
ca. 12 sekund (180°). Przycisk, a konkretnie dźwigienka, zwalniania
samowyzwalacza, odtajnia się po przekręceniu dźwigni głównej
samowyzwalacza. Co ciekawe, możemy samowyzwalacz w każdej chwili
wyłączyć, a potem włączyć i tak w kółko do woli.
Wspomnieć też należy o przycisku podglądu głębi ostrości,
który znajduje się na obiektywie w porze dziennika telewizyjnego,
tj. 7:30PM.
Fig.
3 Leżenie na plecach. Każdemu się przecież należy chwila odpoczynku, podczas intensywnego treningu. |
Tak
trochę dla rozładowania emocji i uspokojenia tętna przyjrzymy się
obecnie spodowi aparatu, żeby nie powiedzieć dnu. Zatem mamy tu od
lewej: pokrywkę sprzęgła, pokrywkę baterii (2x LR44, lub
2x SR44, lub CR1/3N aka. 2L76 aka 2LR44), jasny gwint statywu i dwa styki, mające na celu
komunikację z przewijaczem, z angielska zwanym winderem lub motor
drive'm zwanym. Od innych aparatów z tamtego okresu, spód różni
się brakiem przycisku zwalniania blokady zwijania powrotnego, ale o
tym była już mowa.
Ilość
pokręteł, dźwigni i pierścieni jest tak przeogromna, że nie wiem
od czego zacząć. Więc zacznę może od tego, że na początku było
Słowo, WRÓĆ! Od lewej zacznę, aby tradycji stało się zadość,
a głupiemu radość. No więc mamy korbkę zwijania powrotnego
filmu, aktualnie sprytnie złożoną, aby w oko się nie dziubnąć,
następnie pod napisem OM-2n mamy dźwignię z trzema
nastawami OFF - wyłączony, MANUAL - tryb ręczny,
AUTO - tryb automatyczny, a właściwie preselekcji przysłony.
Jest też czwarta droga, która jest tylko wychylna, a opisana jest
jako CHECK - RESET. Służy ona do skontrolowania stanu
naładowania baterii, oraz do opuszczenia lustra, które ma taki
nawyk, że jeśli baterie są słabe, podnosi się i nie opada, do
czasu aż właściciel tego cudaczka nie wymieni baterii na nowe i
nie popchnie tej dźwigni na manowce, wtedy lustro opada, z Niebios
wysuwają się trąby, a zastępy aniołów śpiewają hosanna.
Serio! Sam osobiście słyszałem. Już do tematu wracam. Dalej mamy
obudowę pryzmatu, a na tejże obudowie mamy gwint i gniazda stopki
lampy błyskowej typu SHOE 4. Stopkę, kiedy nieużywana,
można odkręcić, nie wiem po co, ale wiem że można. Przebrnąwszy
przez osłonę pryzmatu, napociwszy się tą wyprawą niczym słonie
bojowe Hannibala w Alpach, ześlizgujemy się ku słonecznej dolinie,
w której na nas oczekuje, niczem samotna strażnica na rubieży,
pokrętło służące do nastawiania czułości filmu, oraz korekcji
naświetlania. Czułości ukryte pod kapslem, rozciągają się od 12
do 1600 ASA. Naświetlanie możemy natomiast korygować w zakresie od
-2EV do +2EV, przeskakując zwinnie o 1/3EV każdorazowo. Minąwszy
bezpiecznie i bez uszczerbku ową nastawnię, docieramy do spustu
migawki z gwintem tradycyjnym, pasującym do tradycyjnego wężyka, a
i jego minąwszy docieramy do dźwigni naciągu filmu i migawki
zarazem, chyba że nie i do licznika klatek. Dalej już tylko
przepaść, analogiczna do gibraltarskiej skały, gdyby nie jeden
fakt, że to nie w tę stronę. Pozostaje nam jeszcze omówić jeden
element, a mianowicie pierścień nastaw czasów migawki. Znajduje
się on nie tam gdzie zwykle, lub nawet niezwykle, ale w miejscu
zupełnie nieoczekiwanym, bo wokół bagnetu mocowania obiektywu.
Czasy jakie możemy z jego pomocą wybrać mieszczą się w zakresie
od 1 sekundy do 1/1000 sekundy, plus wspomniany uprzednio reżym B.
Podczas pracy w trybie preselekcji przysłony, opierścień może być
ustawiony na dowolny czas, z wyłączeniem trybu B,
bowiem ma on naonczas pierwszeństwo.
Gwałtowny
upadek na kość ogonową, co bezbłędnie wiąże się z
podrażnieniem nerwu błędnego, a co za tym idzie wstrzymaniem akcji
serca i oddechu, powoduje, że trochę spokojniej przyjrzymy się
plecom aparatu. Mamy tu lampkę okoloną czarnym tworzywem, która to
lampka po przesunięciu dźwigni opisanej wyżej w pozycję CHECK
- RESET, powinna świecić światłem czerwonym ciągłym (stój!
jazda manewrowa zabroniona). Kiedy zaczyna świecić światłem
czerwonym przerywanym (stój! absolutny zakaz wjazdu do tunelu),
wiedz że coś się dzieje i że masz przygotować nowe baterie,
najlepiej dwie SR44. Mamy tutaj też przypomnienie nad
wizjerem, którą stopkę można wkręcić, a na drzwiczkach komory
filmu, znajduje się kieszonka na karciochę pamięciochy (w tym
przypadku rossmann 200 - made in Japan). Między przypominaczem
błyskowym, a filmowym znajduje się wizjer, o którym to słów
pozwolę sobie klepnąć kilka. Otóż wizjer to jeden z największych
atutów tego aparatu (i całej jednoliterowej serii OM).
Pokrywa on bowiem 97% kadru przy powiększeniu 0,92x (obiektyw 50mm
ustawiony na nieskończoność), jeszcze żeby był tak jasny jak w
AE-1 PROGRAM, to
fotografować nie umierać. W wizjerze oprócz obrazu, znajduje się
wskazówka światłomierza oraz skale, które mają tendencję do
znikania, kiedy aparat wyłączy się. Przy ustawieniu dźwigni
reżymowej na tryb MANUAL, a lewej strony pojawia się
wypustka na której jest "+ i -", jak w tej piosence
Kalibra 44. Celem gracza, jest takie majdrowanie pierścieniami
przysłon i czasów, aby wskazówka potulnie wpełzła między te
dwie skrajności. Kiedy natomiast ustawić dźwignię na reżym AUTO,
oczom nałogowca ukazuje się drabinka (z przeźroczystym napisem
AUTO na niebieskim tle),
identyczna jak Jakubowi we śnie, tyle że zamiast aniołów są tam
wskazywane czasy, jakie aparat dobrał do zadanej przez nas
przysłony. Czasy długie, niepolecane z ręki, zaznaczono na
niebiesko. Przy zbyt obfitym naświetlaniu, wskazówka wznosi się
nad drabinkę i ląduje z strefie spadkowej, oznaczonej czerwonym
polem. W wizjerze pojawia się też taka jakby nibynóżka, która
zamiast głowy (bo na taką nóżką jest na niby) ma bąbla z
symbolami "+ i -", a celem jej jest natrętne przypominanie
o wprowadzonej korekcie ekspozycji. Legenda miejska głosi, że jest
też dioda informująca o kolaboracji z lampa błyskową, ale jako że
nie mam lampy z dedykacją, więc udam, że nic na ten temat nie
wiem. Ale to się zmieni, bowiem dziś właśnie dotarła od mnie lampka T-20, którą nabyłem od forumowego kolegi.
Na
omawianym fotogramie naszym oczom ukazują się trzewia, skrzętnie
kryte pod chitynowym pancerzykiem aparatu. Od prawej, albo nie, od
lewej mamy: komorę na kasetę z filmem, migawkę płócienną
(dziadostwo! - to się do prasy nadaje) gumowaną, poniżej i powyżej
której znajdują się prowadnice filmu, minąwszy zębatkę
licząco-napinającą ujrzymy tuż pod nią mosiężny kontakt
zapisodanopleców (1,2,3) 4 (Recordata Back (1,2,3) 4), która
zapisuje wszelakie informacje na filmie i nie tylko. W prostej linii
powietrznej nad stykiem, jest dzyndzel kasownika licznika. Na samym
końcu widzimy szpulę odbiorczą, na którą film nawijanym jest.
Fig.
6 Rzut z jednoczesnym zagłębieniem się w trzewiach delikwenta. |
Na
tym zdjęciu widać lustro, a przed nim, na spodzie komory lustra,
widać dwa gruzły, w których ukryte są dwa czujniki krzemowe,
mierzące światło odbite od powierzchni filmu lub specjalnej
powierzchni migawki w trybie samoczynnym. Pacz Pan jaki chytrus!
Podsumowanie,
czyli jak się wzbogaciłem o 50 øre norweskich
Siedzę już pięć godzin i gapię się w okno, próbując znaleźć jakieś wady olympusa OM-2n i nie mogę. Znaczy mogę, bo bateria na przykład, i wskazówka zamiast diod, i coś tam jeszcze, na przykład uchwyt by się przydał, ale to takie wady, które nie dyskwalifikują aparatu w oczach użyszkodnika, ani nie przechylają szali zwycięstwa na stronę innego aparatu. Gdybym miał więc, stawić w szranki i konkury opisany wczoraj AE-1 PROGRAM z bohaterem dzisiejszej epopei, zasądził bym remis, z lekką przewagą OM-2n. Ale doprawdy niewielką. Taką tyci - tyci.
Na koniec kilka zdjęć oponentów startujących w niedzielnych wyborach parlamentarnych:
Siedzę już pięć godzin i gapię się w okno, próbując znaleźć jakieś wady olympusa OM-2n i nie mogę. Znaczy mogę, bo bateria na przykład, i wskazówka zamiast diod, i coś tam jeszcze, na przykład uchwyt by się przydał, ale to takie wady, które nie dyskwalifikują aparatu w oczach użyszkodnika, ani nie przechylają szali zwycięstwa na stronę innego aparatu. Gdybym miał więc, stawić w szranki i konkury opisany wczoraj AE-1 PROGRAM z bohaterem dzisiejszej epopei, zasądził bym remis, z lekką przewagą OM-2n. Ale doprawdy niewielką. Taką tyci - tyci.
Na koniec kilka zdjęć oponentów startujących w niedzielnych wyborach parlamentarnych:
OM-2n vs AE-1 PROGRAM |
OM-2n vs AE-1 PROGRAM |
OM-2n vs AE-1 PROGRAM |
OM-2n vs AE-1 PROGRAM |
Tańcowały
dwa Michały, jeden duży - drugi mały.
Zuiko
AUTO-W 2,8/28 vs. Canon nFD 2,8/28
|
|
Zuiko
AUTO-T 3,5/135 vs. Canon FD 2,5/135
|
Zuiko AUTO-M 3,5/50 vs Canon 3,5/50 MACRO nFD |
Na
tym kończę i dziękuję za uwagę.
Dobranoc!
Dobranoc!
kurka wodna, świetne !!!!
OdpowiedzUsuńgenialny artykukuł, bardzo dziękuje:)
OdpowiedzUsuńSzokda że zdjęci nie wszystkie wyświetla opis jest interesujący.
OdpowiedzUsuńcześć i czołem!
Usuńzapomniałem, że zdjęcia były ładowane z imageshack, stąd ich brak. ale już poprawiłem linki i są widoczne. powinny być widoczne.