wtorek, 14 lutego 2012

OMMMMMMMMMM

Dziś walentynki. Święto patrona chorych psychicznie i innych epileptyków. Myślę, że dziś idealnie będzie pasować recenzja aparatu, podczas zakupu którego musiałem być niespełna rozumu, lecz potem się w nim zakochałem, jeśli można tak to ująć. Zatem "kapela tuż!"

Olympus OM-2n
Szanowni Państwo! Dziś przedstawię Państwu legendę przez duże N, obiekt kultu otoczony takim kultem, że niejednokrotnie notowano cudowne uzdrowienia i wielokrotne objawienia w miejscowościach takich jak: Bączal Górny, Bącza Kunina i Kobyle (caco). Normalnie z wypiekami na twarzy spytalibyście się, co nam tu kolega chce opowiedzieć, ale się nie spytacie, bo przecież tytuł jest widoczny, niczym złocista strużka moczu nietoperza w ciemności. Oczywiście i nietoperz i jego strużka są w ciemności, ale ja ich z tej ciemności wydobędę na światło słońca, niczem mityczny speleolog Tezeusz wydobył Ariadnę z labiryntu po nitce do kłębka.


Trutu trutu, garść suchych informacji
Olympus OM-2n objawił się pospólstwu i gawiedzi w roku 1979 jako rozwinięcie, a właściwie udoskonalenie niejakie modelu OM-2. Aparaty różniły się zasadniczo i kosmetycznie. Zasadniczo to sposobem współpracy z lampami błyskowymi, a kosmetycznie to tylko kosmetycznie. Modele OM-2 i OM-2n posiadały migawkę płócienną o przebiegu poziomym, sterowaną elektronicznie. Do tego posiadały one tryb automatyczny, a właściwie to reżim preselekcji przysłony. Co to znaczy, wie każdy kto miał w ręku aparat inny niż Zenit lub Canomatic, a jak nie wie, niech skorzysta z Wikipedii. Na pewno jest coś o tym, sprawdzałem dziś rano więc wiem lepiej. Więcej sucharów stricte technicznych nie chce mnie się pisać, można je bowiem znaleźć w każdym zakątku sieci, nawet na forach dla kucharek kolonijnych, słowo! jak pragnę podskoczyć. To może tyle, bo nieskoordynowany dziś jestem, ale to wina JanUSA, bo coś wspomniał o ADHD, którego nie mam, bo przecież nie istnieje.
Aha, o Olympusach jeśli się pisze, to tylko dobrze. Dlatego właśnie postanowiłem kupić jednego, żeby się na własnej skórze przekonać, żeby wetknąć swój brudny paluch w migawkę, niczym biblijny Tomasz. Czy się przekonałem, dowiedzą się Państwo w późniejszym terminie.

Rzuty na matę, czyli jak w weekend się nauczyć karate
Tradycyjnie recenzja będzie się składać ze zdjęć na niebieskim tle i jakiegoś tekstu do tego. Jeszcze nie znudzeni? No to pajechali, jak mawiali starożytni Rosjanie.
Fig. 1
Rzut klasyczny na lewy przedni bok. Dzięki temu łamiemy przeciwnikowi żebra, które przy odrobinie szczęścia mogą doprowadzić do przebicia osierdzia. Przebicie zależne od przyłożonego napięcia, należy jednak pamiętać, że powinno być nie mniejsze niż 350V.

W rzucie tym, rzuca się w oko, lub nawet w oczu oboje, gniazdo PC synchronizacji lampy z pierścieniem umożliwiającym wybranie jednej z dwóch nastaw: FP - synchronizacja z szybkimi czasami migawki (1/60 - 1/1000), X (niewidoczny lecz wybrany) z czasami pozostałymi. Natomiast na dole, na wysokości plakietki MD, widać napis B LOCK, a poniżej niego przycisk blokady, którego wciśnięcie odblokowuje blokadę pierścienia czasów, przez co możliwym jest ustawienie i wybranie trybu B. Na obiektywie, na godzinie powiedzmy 1:27AM widzimy przycisk, umożliwiający swobodne odłączenie obiektywu od ciała aparatu. Aha, MD to skrót od Motor Drive, czyli że można jeździć motorkiem i jednocześnie fotografować. Taka opcja dla cyrkowców sowieckich, prawda. Albo indyjskich, tych od beczki strachu.

Fig. 2
Rzut przedni na prawo, stosowany często przez samurajów, ugodzonych dzidą podczas szarży kawaleryjskiej.
 
W tym momencie do naszej jaźni dociera imaginacja napisu OM-2n, obok którego, inaczej niż w innych aparatach, znajduje się pokrętło blokady zwijania powrotnego filmu, oznaczone jako R plus czerwona strzałka do góry. Pokrętło owo, umożliwiało wykonanie wielokrotnego naświetlenia jednej klatki. Aby dokonać tej sztuczki, należało przekręcić ową knopkę w zalecanym kierunku, a następnie trzymając ją, należało naciągnąć migawkę dźwignią po temu przeznaczoną, w wyniku takiej ekwilibrystyki, naciągana była migawka, natomiast film trwał niewzruszenie na straży pokoju. Chyba że się przebywało w plenerze, wtedy stał niewzruszony jak skała, na przykład maczuga Heraklesa w Ojcowie. Poniżej, pokrętła, nie maczugi, znajduje się dźwignia samowyzwalacza. Dźwignię można było naciągnąć do pełna, czyli do dołu, lub na pół gwizdka, lub nawet na wartość pośrednią. Dzięki takiej różnorodności, uzyskujemy na oko czasy opóźnienia od ca. 4 sekund (90°), przez ca. 8 sekund (120°) do ca. 12 sekund (180°). Przycisk, a konkretnie dźwigienka, zwalniania samowyzwalacza, odtajnia się po przekręceniu dźwigni głównej samowyzwalacza. Co ciekawe, możemy samowyzwalacz w każdej chwili wyłączyć, a potem włączyć i tak w kółko do woli.  Wspomnieć też należy o przycisku podglądu głębi ostrości, który znajduje się na obiektywie w porze dziennika telewizyjnego, tj. 7:30PM.


Fig. 3
Leżenie na plecach. Każdemu się przecież należy chwila odpoczynku, podczas intensywnego treningu.

Tak trochę dla rozładowania emocji i uspokojenia tętna przyjrzymy się obecnie spodowi aparatu, żeby nie powiedzieć dnu. Zatem mamy tu od lewej: pokrywkę sprzęgła, pokrywkę baterii (2x LR44, lub 2x SR44, lub CR1/3N aka. 2L76 aka 2LR44), jasny gwint statywu i dwa styki, mające na celu komunikację z przewijaczem, z angielska zwanym winderem lub motor drive'm zwanym. Od innych aparatów z tamtego okresu, spód różni się brakiem przycisku zwalniania blokady zwijania powrotnego, ale o tym była już mowa.

Fig. 4
Rzut z góry. Do jego wykonania potrzebna będzie bombarda lub rusztowanie i wielki stos poduszek. Rzut ów zapewnia największe zniszczenie i pożogę, o czym przekonali się niejednokrotnie obrońcy oblężonych miast, od Troi począwszy, a na Leningradzie skończywszy
Ilość pokręteł, dźwigni i pierścieni jest tak przeogromna, że nie wiem od czego zacząć. Więc zacznę może od tego, że na początku było Słowo, WRÓĆ! Od lewej zacznę, aby tradycji stało się zadość, a głupiemu radość. No więc mamy korbkę zwijania powrotnego filmu, aktualnie sprytnie złożoną, aby w oko się nie dziubnąć, następnie pod napisem OM-2n mamy dźwignię z trzema nastawami OFF - wyłączony, MANUAL - tryb ręczny, AUTO - tryb automatyczny, a właściwie preselekcji przysłony. Jest też czwarta droga, która jest tylko wychylna, a opisana jest jako CHECK - RESET. Służy ona do skontrolowania stanu naładowania baterii, oraz do opuszczenia lustra, które ma taki nawyk, że jeśli baterie są słabe, podnosi się i nie opada, do czasu aż właściciel tego cudaczka nie wymieni baterii na nowe i nie popchnie tej dźwigni na manowce, wtedy lustro opada, z Niebios wysuwają się trąby, a zastępy aniołów śpiewają hosanna. Serio! Sam osobiście słyszałem. Już do tematu wracam. Dalej mamy obudowę pryzmatu, a na tejże obudowie mamy gwint i gniazda stopki lampy błyskowej typu SHOE 4. Stopkę, kiedy nieużywana, można odkręcić, nie wiem po co, ale wiem że można. Przebrnąwszy przez osłonę pryzmatu, napociwszy się tą wyprawą niczym słonie bojowe Hannibala w Alpach, ześlizgujemy się ku słonecznej dolinie, w której na nas oczekuje, niczem samotna strażnica na rubieży, pokrętło służące do nastawiania czułości filmu, oraz korekcji naświetlania. Czułości ukryte pod kapslem, rozciągają się od 12 do 1600 ASA. Naświetlanie możemy natomiast korygować w zakresie od -2EV do +2EV, przeskakując zwinnie o 1/3EV każdorazowo. Minąwszy bezpiecznie i bez uszczerbku ową nastawnię, docieramy do spustu migawki z gwintem tradycyjnym, pasującym do tradycyjnego wężyka, a i jego minąwszy docieramy do dźwigni naciągu filmu i migawki zarazem, chyba że nie i do licznika klatek. Dalej już tylko przepaść, analogiczna do gibraltarskiej skały, gdyby nie jeden fakt, że to nie w tę stronę. Pozostaje nam jeszcze omówić jeden element, a mianowicie pierścień nastaw czasów migawki. Znajduje się on nie tam gdzie zwykle, lub nawet niezwykle, ale w miejscu zupełnie nieoczekiwanym, bo wokół bagnetu mocowania obiektywu. Czasy jakie możemy z jego pomocą wybrać mieszczą się w zakresie od 1 sekundy do 1/1000 sekundy, plus wspomniany uprzednio reżym B. Podczas pracy w trybie preselekcji przysłony, opierścień może być ustawiony na dowolny czas, z wyłączeniem trybu B, bowiem ma on naonczas pierwszeństwo.

Fig. 5
Rzut na plecy. Przed prawidłowo wykonanym rzutem na plecy, nie obronią nawet pasy gorczyczne, zawczasu - a przezornie o poranku założone. Ten rzut, to swoisty szachmat każdej podwórkowej bójki na sztachety i deski z gwoździem.

Gwałtowny upadek na kość ogonową, co bezbłędnie wiąże się z podrażnieniem nerwu błędnego, a co za tym idzie wstrzymaniem akcji serca i oddechu, powoduje, że trochę spokojniej przyjrzymy się plecom aparatu. Mamy tu lampkę okoloną czarnym tworzywem, która to lampka po przesunięciu dźwigni opisanej wyżej w pozycję CHECK - RESET, powinna świecić światłem czerwonym ciągłym (stój! jazda manewrowa zabroniona). Kiedy zaczyna świecić światłem czerwonym przerywanym (stój! absolutny zakaz wjazdu do tunelu), wiedz że coś się dzieje i że masz przygotować nowe baterie, najlepiej dwie SR44. Mamy tutaj też przypomnienie nad wizjerem, którą stopkę można wkręcić, a na drzwiczkach komory filmu, znajduje się kieszonka na karciochę pamięciochy (w tym przypadku rossmann 200 - made in Japan). Między przypominaczem błyskowym, a filmowym znajduje się wizjer, o którym to słów pozwolę sobie klepnąć kilka. Otóż wizjer to jeden z największych atutów tego aparatu (i całej jednoliterowej serii OM). Pokrywa on bowiem 97% kadru przy powiększeniu 0,92x (obiektyw 50mm ustawiony na nieskończoność), jeszcze żeby był tak jasny jak w AE-1 PROGRAM, to fotografować nie umierać. W wizjerze oprócz obrazu, znajduje się wskazówka światłomierza oraz skale, które mają tendencję do znikania, kiedy aparat wyłączy się. Przy ustawieniu dźwigni reżymowej na tryb MANUAL, a lewej strony pojawia się wypustka na której jest "+ i -", jak w tej piosence Kalibra 44.  Celem gracza, jest takie majdrowanie pierścieniami przysłon i czasów, aby wskazówka potulnie wpełzła między te dwie skrajności. Kiedy natomiast ustawić dźwignię na reżym AUTO, oczom nałogowca ukazuje się drabinka (z przeźroczystym napisem AUTO na niebieskim tle), identyczna jak Jakubowi we śnie, tyle że zamiast aniołów są tam wskazywane czasy, jakie aparat dobrał do zadanej przez nas przysłony.  Czasy długie, niepolecane z ręki, zaznaczono na niebiesko. Przy zbyt obfitym naświetlaniu, wskazówka wznosi się nad drabinkę i ląduje z strefie spadkowej, oznaczonej czerwonym polem. W wizjerze pojawia się też taka jakby nibynóżka, która zamiast głowy (bo na taką nóżką jest na niby) ma bąbla z symbolami "+ i -", a celem jej jest natrętne przypominanie o wprowadzonej korekcie ekspozycji. Legenda miejska głosi, że jest też dioda informująca o kolaboracji z lampa błyskową, ale jako że nie mam lampy z dedykacją, więc udam, że nic na ten temat nie wiem. Ale to się zmieni, bowiem dziś właśnie dotarła od mnie lampka T-20, którą nabyłem od forumowego kolegi.

Fig. 5a
Niespodziewany upadek na trawę niejednokrotnie kończy się rozpięciem tornistra, z którego wysypują się kredki i cyrkle oprawców. Będąc w tak zwanym parterze, można się pokusić o przechwycenie wrażego cyrkla i wrażenie go w udo wroga, najlepiej w tętnicę tamże.

 
Na omawianym fotogramie naszym oczom ukazują się trzewia, skrzętnie kryte pod chitynowym pancerzykiem aparatu. Od prawej, albo nie, od lewej mamy: komorę na kasetę z filmem, migawkę płócienną (dziadostwo! - to się do prasy nadaje) gumowaną, poniżej i powyżej której znajdują się prowadnice filmu, minąwszy zębatkę licząco-napinającą ujrzymy tuż pod nią mosiężny kontakt zapisodanopleców (1,2,3) 4 (Recordata Back (1,2,3) 4), która zapisuje wszelakie informacje na filmie i nie tylko. W prostej linii powietrznej nad stykiem, jest dzyndzel kasownika licznika. Na samym końcu widzimy szpulę odbiorczą, na którą film nawijanym jest.

Fig. 6
Rzut z jednoczesnym zagłębieniem się w trzewiach delikwenta.
Na tym zdjęciu widać lustro, a przed nim, na spodzie komory lustra, widać dwa gruzły, w których ukryte są dwa czujniki krzemowe, mierzące światło odbite od powierzchni filmu lub specjalnej powierzchni migawki w trybie samoczynnym. Pacz Pan jaki chytrus!
 
Podsumowanie, czyli jak się wzbogaciłem o 50 øre norweskich

Siedzę już pięć godzin i gapię się w okno, próbując znaleźć jakieś wady olympusa OM-2n i nie mogę. Znaczy mogę, bo bateria na przykład, i wskazówka zamiast diod, i coś tam jeszcze, na przykład uchwyt by się przydał, ale to takie wady, które nie dyskwalifikują aparatu w oczach użyszkodnika, ani nie przechylają szali zwycięstwa na stronę innego aparatu. Gdybym miał więc, stawić w szranki i konkury opisany wczoraj AE-1 PROGRAM z bohaterem dzisiejszej epopei, zasądził bym remis, z lekką przewagą OM-2n. Ale doprawdy niewielką. Taką tyci - tyci.

Na koniec kilka zdjęć oponentów startujących w niedzielnych wyborach parlamentarnych:


OM-2n vs AE-1 PROGRAM

OM-2n vs AE-1 PROGRAM

OM-2n vs AE-1 PROGRAM

OM-2n vs AE-1 PROGRAM

Tańcowały dwa Michały, jeden duży - drugi mały.

Zuiko AUTO-W 2,8/28 vs. Canon nFD 2,8/28

Zuiko AUTO-S 1,8/50 vs. Canon FD 1,8/50

Zuiko AUTO-T 3,5/135 vs. Canon FD 2,5/135

Zuiko AUTO-M 3,5/50 vs Canon 3,5/50 MACRO nFD
Zuiko AUTO-M 3,5/50 vs Canon 3,5/50 MACRO nFD

I na koniec czarny Olek:

rossmann 200, negfix8

 
Na tym kończę i dziękuję za uwagę.

Dobranoc!

4 komentarze:

  1. kurka wodna, świetne !!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. genialny artykukuł, bardzo dziękuje:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szokda że zdjęci nie wszystkie wyświetla opis jest interesujący.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cześć i czołem!
      zapomniałem, że zdjęcia były ładowane z imageshack, stąd ich brak. ale już poprawiłem linki i są widoczne. powinny być widoczne.

      Usuń