środa, 27 listopada 2013

Czerwona zaraza

  Mówią, że człowiek z wiekiem staje się rozumny. Może i tak, ale ja coś czuję, że człowiek robi się przede wszystkim sentymentalny. Dlatego dziś, przez sentyment opiszę pokrótce mój pierwszy aparat, kupiony zupełnym przypadkiem. Tak jest, zupełnym.

  Pamiętam jak dziś, przypadkiem z Matką weszliśmy do pedetu przy Krakowskim Przedmieściu i zupełnym przypadkiem na stoisku fotograficznym na półce stały lubitele 166b i fedy 5. Lubitel mnie się nie spodobał, więc kupiliśmy FED'a. Co prawda nikt w rodzinie nie interesował się fotografią, ale skoro już były aparaty, to się kupowało. Był rok 1987...

  Posiadany przeze mnie aparat, to tak zwana "pełna opcja". Były jeszcze FED-5w - bez światłomierza i FED-5s - bez korekty dioptrycznej, ale za to z ramką w wizjerze.

  Po otwarciu pudełka nos atakował charakterystyczny zapach sowieckiej techniki i żelu osuszającego. Obecne są one i dziś, zarówno technika jak i zapach. Co atakowało nos to już wiemy, a co oczy? Oczy atakowały instrukcje w języku rosyjskim i polskim. Instrukcja polska nie zawierała ilustracji i ogólnie była przetłumaczona na dziwny polski. Zasadniczo niewiele z niej zrozumiałem, a jedyne co zrozumiałem to to, żeby nie zmieniać czasu otwarcia migawki, przed naciągnięciem tejże. Zaowocowało to tym, że zdjęć w wieku 8 lat to ja wielu nie zrobiłem, ale dzięki temu jednemu punktowi, aparat przeleżał nieużywany, w stanie jak nowym, aż do roku 2001, kiedy jadąc w Karkonosze, postanowiłem się w końcu przekonać, co to jest warte. 


  Wspomniałem o instrukcjach, zapachach i innych, a nie wspomniałem o najważniejszym. O aparacie! Aparat, skryty w pięknym skórzanym futerale jest "udoskonaloną" kopią leiki, której dokładnie? Nie wiem i nie jest to ważne, bowiem ma on z leiką tyle wspólnego co zaporożec z nsu prinz. Aha, i jeszcze nazwa. Nazwa aparatu, czyli FED to inicjały Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego, który stworzył czerezwyczajkę. Niestety nic mi nie wiadomo, czy Krwawy Feliks był fotoamatorem czy nie. Podejrzewam, że jednak nie. Ale ponoć kochankiem był pierwyj sort.


  Aparat trzyma się futerału dzięki śrubie wkręcanej w gniazdo statywu, w sumie normalka. Ogólnie wszystko tu w porządku jest, tyle tylko że część otwierana, zakrywająca górę aparatu i obiektyw, jest zamocowana na stałe, przez co dynda i się obija o brzuch. Aczkolwiek jestem w stanie pojąć czemu tak jest. Ale o tym później, żeby nie było zbyt prosto, zbyt łatwo.


  Po wyjęciu aparatu z futerału widzimy: fasetkowe okienko światłomierza selenowego, pod nim dźwignię samowyzwalacza i przycisk tenże wyzwalający, radioaktywny obiektyw industar 61l/d o ogniskowej 55mm i otworze względnym f/2,8, ciut nad nim okienko dalmierza, a za nazwą aparatu (ФЭД-5) widzimy okienko celownika.


    Po drugiej stronie widzimy zasadniczo to samo, tyle że z drugiej strony.


  Zdjąwszy obiektyw, który jest wkręcany na gwint M39, ukazuje nam się popychacz dalmierza. Gdyby się lepiej przyjrzeć dostrzeglibyśmy także płócienną migawkę o przebiegu poziomym. Tu ważna rzecz. Zatyczkę obiektywu zdejmujemy tuż przed wykonaniem zdjęcia i tuż po wykonaniu go zakładamy z powrotem. Istnieje bowiem ryzyko, że przypadkowe skierowanie aparatu ku słońcu zaowocuje wypaleniem dziurki w płótnie migawki. I tu wracamy do futerału, z dyndającą klapką. Mniemam, że sowieccy akademicy z Leningradu tak to wymyślili, żeby człowiek poirytowany dyndaniem, futerał zamknął, zabezpieczając się przed wypaleniem dziurki. Wot technika. 


  Na nieostrym zdjęciu wierzchu aparatu widzimy skale na obiektywie:
- skalę przysłon,
- skalę głębi ostrości i
- skalę odległości.
  następnie na aparacie, patrząc od prawej mamy:
- licznik klatek,
- pod nim dźwignię naciągu migawki i przewijania filmu zarazem,
- spust migawki z kołnierzem odblokowującym,
- pokrętło nastaw czasów migawki,
- stopkę lampy błyskowej, gorącą stopkę,
- zegar światłomierza,
- kalkulator naświetlania z pokrętłem zwijania powrotnego filmu w środku.

  Licznik klatek jest automatyczny, to znaczy że po otwarciu pokrywy aparatu, licznik się zeruje. Wówczas po założeniu nowego filmu, należy przewinąć dwie - trzy klatki, aż jedynka na liczniku, zrówna się ze znacznikiem na obudowie.
  Jak wspomniałem wcześniej, czasy migawki należy zmieniać wyłącznie po naciągnięciu tejże. Po pierwsze pokrętło nastaw kręci się podczas naciągania migawki i filmu, więc wybrany czas otwarcia migawki i tak jest widoczny dopiero po naciągnięciu, po drugie sowieci nie byli w stanie skopiować niemieckich synchronizatorów czasów szybkich i wolnych, przez co są one niezsynchronizowane, dlatego majdrowanie pokrętłem czasów przed naciągnięciem, może zaowocować zniszczeniem mechanizmu otwarcia migawki.
  Aby zmienić czas naświetlania należy po naciągnięciu migawki podnieść nieznacznie pokrętło i ustawić na wybranym czasie, a jak wybrać czas? O tym niżej.



  Na tym zdjęciu nieco lepiej naszym oczom ukazuje się licznik światłomierza wraz z kalkulatorem ekspozycji. Światłomierz w aparacie FED-5 jest selenowy, co oznacza, że wskazówka wychylona jest non stop, kiedy światło pada na ogniwo fotowoltaiczne znajdujące się w urządzeniu. Światłomierz ma okienko pokryte fasetkami, co powoduje, że pomiar światła obejmuje jakieś 25-30 stopni. Tak czy siak, pierwsze co należy uczynić, to po założeniu filmu ustawić pierścień z dwoma aluminiowymi cyckami tak, aby czułość filmu była wskazywana przez czarny znacznik, skierowany do dołu. Tu, w tym przypadku jest ustawiony źle, bo pokazuje nie wiedzieć czemu przysłonę f/16. Skala czułości filmu jest w wartościach GOST (ГОСТ), ale biorąc pod uwagę dokładność światłomierza selenowego, nie ma znaczenia czy się ustawi 130 ГОСТ, zamiast 100ASA/21°DIN, czy coś pomiędzy 65, a 130 ГОСТ. I tak się pomyli przy dodawaniu. Światłomierz, albo użytkownik. Następnie po skierowaniu aparatu w stronę fotografowanego obiektu, należy zerknąć na liczniki odczytać liczbę wskazywaną przez wskazówkę, a jakże. W tym przypadku jest 5,5. Następnie kręcimy zewnętrzną obudową kalkulatora tak, aby w okienku pokazała się liczba odczytana z zegara. U mnie na zdjęciu znów jest bez sensu, bo okienko pokazuje 3.


  Kiedy już ustawimy kalkulator jak należy, odczytujemy wartość ekspozycji w postaci pary przysłona/czas. na zdjęciu wyżej mamy następujące pary:
- f/16 i 2s
- f/11 i 1s
- f/8 i 1/2s
- f/5,6 i 1/4s
- f/4 i 1/8s
- f/2,8 i 1/15s.
 Użycia jaśniejszego obiektywu nie przewidziano, także tego.

  Aby zwinąć film, należy wcisnąć pierścień blokady, znajdujący się pod spustem migawki, następnie kciukiem wcisnąć pokrętło w kalkulatorze i obrócić je w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Pokrętło naonczas wyskoczy niczem filip z konopi, co umożliwi zwinięcie filmu. Po zakończeniu zwijania, pokrętło wcisnąć, przekręcić zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara, dzięki czemu zablokuje się i nie będzie wystawać. Pierścień blokady zwijania wróci do swej normalnej pozycji podczas naciągnięcia migawki.


  Na spodzie aparatu mamy dwa motylki, służące do otwierania komory filmu. Metodą starodawną pokrywą są całe plecy aparatu. Z lewej znajduje się komora kasety, a z prawej rolka odbiorcza.


  Na koniec został nam jeszcze celownik, który jest lunetą Newtona, który oprócz krążka dalmierza nie posiada ani ramki, ani nic, ale za to posiada pierścień korekcji dioptrycznej. Pierścień jest metalowy, więc okularnicy powinni raczej zdjąć okulary przed celowaniem, tym bardziej, że oko trzeba dosadnie przysunąć do wizjera, żeby dobrze widzieć celownik. Pod gorącą stopką znajduje się gniazdko lampy błyskowej. Tylna ścianka ozdobiona jest jeszcze logo ФЭД, oraz nieśmiertelnym: сделано в СССР.

  Powinien jakoś podsumować recenzję, ale co tu podsumowywać? Ot sowiecka zrzynka z leiki, swego rodzaju wehikuł czasu, aparat bowiem niewiele się zmienił od czasu kiedy powstał FED, tj. od 1933. Fakt, zmieniono, a może i nie, mocowanie obiektywu, dodano światłomierz, ale poza tym nic się nie zmieniło. I pomyśleć, że w tym samym czasie, kiedy my przypadkiem kupiliśmy Freda za grube, nic nie warte złotówki z Waryńskim, Japończycy mieli już aparat z autofokusem, nafaszerowany elektroniką i czym tylko chcesz. Na przykład bitą śmietaną. Nie chcesz bitej śmietany? No to nie.

  No dobra, na poważnie to ciężko podać mi jakieś zalety tego aparatu, wad pewnie by się nieco znalazło, ale nie są to dyskwalifikujące wady. Ale gdybyście mnie spytali czy warto go kupić, powiedziałbym szczerze, że nie. Już o niebo będzie lepsza Yashica ELECTRO 35 GSN, zwłaszcza że FED-5 w ładnym stanie potrafi kosztować niewiele mniej.


  Na koniec dwa zdjęcia wykonane opisywanym aparatem.


swiema foto 65
commie camera day 1/5/2009 r.
Tworylne
polaroid 200
Śnieżka 2001 r.


Tally ho!

2 komentarze:

  1. Cześć, dzięki za ten wpis. Dzięki niemu dowiedziałem się jak w końcu działa ten kalkulator w FED'zie :D . Od razu zacząłem bawić się w próby. Po ustawieniu czułości kliszy i wskazania "światłomierza" he! he! otrzymałem jakże zacne i przewidywalne pary wartości (przesłona ; czas). Po wywołaniu zobaczymy jak to będzie (czytaj jaka była wypadkowa mojej pomyłki + światłoczujki). A na koniec jeszcze dodam że jak się tak ciągle zmienia czasy i przesłony a pomiędzy tym wszystkim ostrość, to, to łatwo się pogubić i zapomnieć że się nie naciągnęło np migawki. No. No ale na szczęście wszytko się dobrze zakończyło. Takie przeżycie daje do myślenia. Jak bierzesz FED'a do rąk własnych to najpierw kurde sprawdź czy jest naciągnięty! ( albo od razu wciśnij spust i sam poustawiaj co tam chcesz. Przynajmniej będziesz miał pretensje do siebie. )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tylko pamiętać trzeba, że czasy migawki ustawiamy PO naciągnięciu tejże.

      Usuń