W dyskusji przed i po napisaniu recenzji aparatu FED-5, kolega Johann z Berlina, stwierdził, że aparat jest niewyobrażalnie brzydki, paskudny. A w ogóle, to radził żebym zrecenzował coś japońskiego, na przykład canona 7s, czy jak mu tam. Co prawda nie mam wspomnianego canona, ale mam innego canona, ostatniego jaki się ostał w mym domu. A ostał się, bo nie mój, tylko Żony. Leży zakurzony:
CANON AL-1 (QF) bo o nim mowa, jest aparatem z pierwociną systemu samoczynnego ostrzenia u canona. co prawda pierścień ostrości nadal kręcony jest grabą, ale to czy jest ostro czy nie, decyduje aparat. Aparat pojawił się na rynku w 1982 r. więc lata swoje ma, ale wszystko w nim działa jak należy. Zestawienie tego aparatu z fed-5 nie ma najmniejszego sensu, ale daje nam ogląd co się działo w sowietach, a co w wolnym świecie. Znaczy nie wiem czy wolnym, kapitalistycznym raczej.
|
Fig. 1 Z prawa dla reportera |
Patrząc z tej strony widzimy pokaźne wybrzuszenie, dzięki któremu aparat trzyma się gracko. Wybrzuszenie to jest permanentne, niczym inwigilacja w Szuflandii, a czemu? A no temu, że mieści się w nim pitanie aparatu, czyli dwie baterie AAA (LR3), co sprawia, że w razie wyczerpania się prądu bateryjki kupimy w każdym geesie, mówiąc pani Basi lub Zosi, że do pilota nam potrzeba, żeby oglądać serial. Na przykład dynastię z Blakiem Carringtonem. Na przykład. Nad uchwytem widzimy oznaczenie modelu, tj. AL-1, które jak w pysk nam mówi, że to seria A, i choćbyś podskoczył, to nie będzie inaczej. Nad oznaczeniem modelu widoczne są litery L A i nie chodzi o Los Angeles, o nie! Litera L oznacza, że spust jest zawarty, a litera A mówi, że jest odemknięty. Jest też niewidoczna litera S, która oznacza, że wybrano tryb samowyzwalania z okowów drobnomieszczaństwa i warcholstwa. i spod ucisku klasowego. WRÓĆ! Przepraszam, ale po tym Dzierżyńskim trochę mnie się pokiełbasiło pod deklem. Ale co dalej? Jak żyć? Dalej widzimy czerwony klosz, pod którym zamontowana jest żaróweczka migająca w rytm muzyki, kiedy samowyzwalacz pracuje, najpierw pomału jak żółw ociężale, a pod koniec to nawet zdrowo zaiwania. Dalej mamy obiektyw, nad nim pryzmat z nazwą firmy i z czerwoną kropką. Czy kropka ma coś wspólnego z leicą? Raczej nie sądzę. Jak zwykł mawiać jeden sędzia, wyjeżdżając na wakacje.
|
Fig. 2 Z lewa czyli beka |
A kiedy na drugą stronę urządzenie odwrócimy, ujrzymy zza pryzmatu wspomniane S nieśmiało wychylające się, ujrzymy też mnóstwo czerwonych kropek w liczbie dwóch, jedną wspomnianą, druga na obiektywie. Jako że jest to obiektyw z mocowaniem nFD (nowe FD), podczas jego zakładania obie kropki należy do siebie zusammen przystawić i kiedy bagnet obiektywu w ciało aparatu zagłębi się w całości, obróć jego należy w lewo o jakieś dwadzieścia stopni, aż przycisk na obiektywie, widoczny pod czerwoną kropką wyskoczy z kliknięciem. aby obiektyw wyzwolić spod jarzma kapitalizmu z aparatu, należy ów guzik wcisnąć, szkło w prawo obrócić i wyjąć. Niedaleko czerwonej kropki, na aparacie widzimy guzik, który powoduje wydłużenie czasu naświetlania półtora raza, albo coś w tym guście. Dokładnie nie wiem, bo to nie mój aparat i używam go sporadycznie. Widzimy jeszcze plakietkę z literami QF, które oznaczają quick focus, czyli wspomnianego elektronicznego asystenta ostrzenia.
|
Fig. 3 Prosto w twarz |
W sumie wszystko co tu widać, zostało już opisane, dlatego pamiętaj! Chroń las, a las ochroni ciebie!
Pewnie zastanawiacie się, co to widać w obiektywie. W sumie ja też. No dobra, zaraz o tym będzie.
|
Fig. 4 Lustereczko powiedz przecież |
To co widać było w obiektywie na poprzednim zdjęciu, to nic innego jak wzór na lustrze, który jest wykorzystywany przez pomocnika ostrzenia. Dzięki liniom tym część światła nie jest rzucana na matówkę, a przechodzi przez lustro i pada na lusterko pomocnicze, które kieruje światło na czujnik CCD. Jak taki czujnik działa nie wiem i nie będę udawał, że wiem. Znaczy wiem, ale po łebkach, a nie chce mię się szukać. Tak czy siak, z czujnika CCD informacja trafia do wizjera, w którym mamy dwa czerwone trójkąty i zielone kółko. Trójkąt z lewej skierowany jest w prawo i nakazuje kręcić pierścieniem odległości w prawo, trójkąt z prawej skierowany jest w lewo i w tę stronę każe kręcić pierścieniem. A kiedy już tak pokręcimy tym pierścieniem, niczym kołem sterowym i ostrość złapiemy, aparat zaświeci zieloną kropkę, czym da nam do zrozumienia, że już okej, już dobrze, nasz trud skończon. Obszar z którego mierzona jest ostrość, znajduje się w centrum kadru i zaznaczony jest na matówce w postaci bardzo maciupciego prostokąta. Aha, magicznego wzorku canona w wizjerze nie widać. Po prostu magia. Nie koniecznie świąt.
|
Fig. 5 Nie garb się Karol! |
Z tyłu widzimy okienko nastaw czułości filmu, które to kółko przed poruszeniem, należy odblokować wciskając guzik tuż po prawej. Widzimy wizjer, w którym oprócz wspomnianych diod pomocnika ostrzenia, znajduje się takoż wskazówka światłomierza. Wskazówka jak na canona przystało, durna jak but z lewej nogi. Równie durna była... A nie! Przepraszam. Nie durna. Znaczy durna, ale nie do końca. Wskazówka w AL-1 pokazuje czasy otwarcia migawki (aparat ma priorytet przysłony, czasy można wybrać samemu lub powierzyć to automatowi). A zatem, aparat pokazuje nam, jaki czas należy wybrać dla konkretnej przysłony. tudzież jaki czas zostanie przezeń użyty w trybie A. A nie i tak głupie, zdawało mnie się w sumie, że nie. No nieważne. Wskazówka służy też do informowania czy baterie są mocne, czy już może są do wyrzutu.
|
Fig. 6 To mniey boli |
Po otwarciu pokrywy komory filmu widzimy komorę na kasetę, w której to komorze znajduje się oznaczenie daty produkcji. Widzimy czarną flagę w dniu dzisiejszym, oraz szpulę odbiorczą. Drzwi aparatu niewymienne są i basta! To model amatorski, więc nie ma się co spodziewać wodotrysków. Cieszcie się psubraty, że tego asystenta łaskawie Wam dali.
|
Fig. 7 Clayman! Up here! |
A kiedy na górę aparatu popatrzymy, zauważymy pokrętło zwijania powrotnego filmu, ze składaną korbką, a jakże. Zauważymy grzebyk ułatwiający zmianę ustawionej czułości filmu, a na prawo napisu | ASA znajdziemy przycisk zwalniający blokadę. Nad tym wszystkim czarny guzik kontroli baterii. Na pryzmacie gorąca stopka z jednym dodatkowym kontaktem, którym aparat z lampą czułości jakoweś sobie przesyłają. Na prawo widzimy pokrętło nastaw czasów otwarcia migawki. Ustawienie A jest blokowane, aby powrócić do skromnego trybu ręcznego, należy wcisnąć przycisk srebrzysty w środku pokrętła się znajdujący. W trybie manualnym aparat otwiera migawkę jak widać w zakresie 1/15 - 1/1000s oraz B, w trybie automatycznym, aparat otwiera migawkę bezstopniowo w zakresie 1s - 1/1000s (te czasy pokazuje wskazówka w wizjerze). Nad pokrętłem widać okienko lampki wspomnianego o wiele wcześniej samowyzwalacza. Dalej mamy nudę, tj. spust migawki z gwintowanym standardowo gniazdem wężyka spustowego, dźwignię naciągu migawki i filmu jednocześnie, oraz okienko licznika klatek, tu na literze S jak start chyba.
|
Fig. 8 Z góry widać dno |
Tak się zmęczyłem tą recenzją, że pozostało nam już tylko leżenie na plecach. A kiedy leżeć na plecach, trzymając ręce na piersiach panienek widać, oprócz chmur typu cumulus: klapkę komory wspomnianych baterii typu mały paluszek, w której wyłamał się ząbek blokady, a geniusz jakiś miast to naprawić, jak na białego człowieka przystało, wziął i kręcił wkręt, jak człowiek sowiecki nie przymierzając. Co prawda brakujący ząbek udało mnie się dosztukować, przy pomocy klipsa od walkmana sony, ale wkręt zostawiłem, bo nie wiem co gorsze, on sam czy dziura po nim. Pod klapką mamy sprzęgło przewijacza, na którym to sprzęgle była zaślepka, ale się odkręciła gdzieś na Bukowym Berdzie i jeśli nie została zjedzona przez nornicę, leży pewnie tam po dziś dzień. Widzimy też mały otwór na bolec wspomnianego przewijacza. W niszy w kształcie domu, znajduje się guzik zwalniający blokadę przewijania powrotnego. Pod obiektywem gwint statywowy, nowoczesny i na samym końcu dwa styki przewijacza. I tyle. Koniec orędzia.
Tym aparatem kilka zdjęć wykonałem, ale tylko jedno mam akurat pod ręką. Oto ono:
|
Seks i przemoc
kodak profoto 100
Rezerwat Zwiezło |
Konkludując, czy to dobry aparat czy nie? Uważam że tak. Pomocnik ostrzenia nawet w umiarkowanym oświetleniu radzi sobie nie najgorzej. Kiedy natomiast oświetlenie spadnie poniżej czułości czujnika CCD dramatu też nie ma, bo matówka jest bardzo jasna, tak jasna jak w canonie AE-1P, więc można spokojnie ostrzyć na matówce. Cecha ta przyczyną była tego, że lubiłem tym aparatem robić makro, bo nie występował problem z ciemniejącymi klinami. Można by się zżymać na lichotę czasów w trybie manualnym, ale w sumie nie należy zapominać, że to niemalże bliźniak canona AV-1, który miał tylko tryb automatyczny, więc nie jest źle. Poza tym aparat trzyma się wygodnie, szkła do niego są dobre, ogólnie żyć nie umierać.
No dobra, mam też drugie. Nie wklejałbym gdyby nie prośby publiczności.
|
Autor z paskudą (z tyłu z prawej)
kodak profoto 100
Tworylne, 1.5.2009 |