poniedziałek, 22 lutego 2016

Wiek pary i atomu, ale przede wszystkim pary

Dawno, dawno temu, jakieś dziewięćdziesiąt lat temu ludzkość zachłysnęła się szybkością. Wszystko musiało być szybkie. Samoloty, pociągi, samochody.  W sumie tyle. A nie, motocykle też. A skoro było szybkie, musiało być opływowe. Prócz pojazdów, zaczęto ową opływowość wprowadzać do architektury i do wzornictwa przemysłowego przedmiotów codziennego użytku. Powstały przeto opływowe stacje paliw, opływowe bary, opływowe biurowce, opływowe radioodbiorniki, opływowe tostery, wiele opływowych innych rzeczy oraz, co interesuje nas najbardziej w sumie, opływowe pióra. Jakie? Ot choćby Parker 51 (1940), Sheaffer Triumph (1942), Moore Fingernib (1946). Pewnie znalazło by się więcej, ale tematem rozprawki nie jest dziś styl zwany po angielsku Streamline Moderne, a jedno z tych piór, a konkretnie:

Sheaffer Triumph Valiant #1250.

stv1250-01_zps2uvwsej9.jpg

Konkretnie dany model był produkowany w latach 1945 - 1947. Pióro było dostępne w czterech odmianach barwnych, w szare, zielone i czerwone paski oraz całe czarne. Pióra w paski były wykonane z celuloidu, zaś pióro czarne było wykonane z czegoś innego. Nieważne, wszak nie piszę o czarnym. 

stv1250-08_zpshspysuey.jpg

Posiadany przeze mnie egzemplarz, jak dobrze widać, jest w czerwone paski. Na skuwce nad spinką znajduje się biała, charakterystyczna kropka, która miała zaświadczać o najwyższej jakości i dozgonnej gwarancji. Czy jakoś tak. Spinka zamocowana jest tak jakby na stałe, a odgina się nieznacznie, tylko i wyłącznie swoim jestestwem, przez co trzyma bardzo mocno. Sami wiecie jak kto tak się trzyma. Skuwka zwieńczona jest metalowym pierścieniem, w którym od środka jest gwint mocujący zakrętkę na piórze. Ów pierścień jest dość szeroki, na tyle szeroki, żeby można było wygrawerować jakiś pamiątkowy przekaz myśli. Na przykład: trzydzieści rat bez oprocentowania. Bądź co bądź skok gwintu wynosi około 90 stopni. 

stv1250-05_zpsndiieaw7.jpg

stv-czb-11_zpsc4buiafe.jpg

Na rączce znajduje się oznaczenie producenta, adres zamieszkania, kraj produkcji oraz cena, która na owe czasy wynosiła 12,50$ Aha, cała rączka jest w pewnym stopniu prześwitująca. Ten pewien stopień to te paski pomiędzy czerwonymi pasami. Na powyższym zdjęciu widać takie zażółcenie pod napisem U.S.A., to to. Dzięki temu można było sprawdzić czy jest atrament w piórze. Mądrze!

Tu nie widać. Tu czarna dziura. A tam Gwiazda Śmierci. Imaginujecie sobie elementarz małego Luka Skywalkera? Musiałby brzmieć właśnie tak.

stv1250-02_zpswveiut06.jpg

Po odkręceniu skuwki, oczom naszym objawia się w całej okazałości grot typu Triumph. Został on zaprezentowany w roku 1942 (ponoć) i jest krokiem naprzód, jeśli chodzi o streamlining, w stosunku do Parkera 51. Przynajmniej moim skromnym zdaniem. Tam skromny grot został wstydliwie przykryty kapturem, tu błyszczy złotem w całej swojej krasie. 

stv-czb-02_zpsciv7nzcx.jpg

Na grocie znajdziemy informację, że gwarancja jest dana na całe życie, że wzór jest chroniony patentem, że wykonano w S.Z.A.P., a złoto jest próby 585, to jest 14 karatów. 

stv1250-06_zpsnedhunjd.jpg

Grot wykonywano w ten sposób, że adekwatnie wycięty kawałek złotej blachy zawijano i lutowano, czy też spawano. W każdym razie łączono trwale. Jak widzimy na powyższym fotogramie, blacha była dość gruba, przez to piórem pisze się gładko, ale twardo. I mokro. To tam takie, takie, to atrament. A im atramentu w piórze mniej, tym mokrzej. Prawdopodobnie wyjaśnia to jakieś prawo fizyczne, ale ja go nie znam, a i wzoru w zeszycie nie miałem zapisanego, więc na mię nie patrzcie.

stv1250-04_zpszpxficrp.jpg

Jak widać w owym modelu rączka też jest wykonana z pasiastego celuloidu, ale tu już niewiele widać, albowiem w środku jest czarny spływak w kropki bordo. Właściwie to nie wiem czy w kropki i czy w bordo, bo nie widać, ale czasem sobie fantazjuje, że tak jest. Na połączeniu osadki i rączki znajduje się metalowy pierścień, na który się nakręca skuwkę. Co prawda obszar ten jest poza głębią ostrości, ale nieco widać różnicę średnic. Cóż tak być musi, żeby z kolei zamknięte pióro tych różnic nie miało. 

stv-czb-10_zpsq4uvdhry.jpg

Grot jest właściwie dwukolorowy, podzielony wytłoczoną linią tak, że część od strony dziobka, ta rodowana, wygląda jak serce. Słodziutko, nieprawdaż? Otwór ulgi, zwany też otworem oddechu także ma kształt serca. Po prostu słodziak.

stv1250-10_zpstw9hqbpv.jpg

stv1250-11_zpsxuth5mmm.jpg

Nie wiem jakie oznaczenie ma grot, ale mój gust jest to takie solidne XF, takie jak współczesne nam japońskie F, może ciut cieńsze.

stv1250-12_zps9u2xymqf.jpg

Z profilu też ciekawie, tak... opływowo, jakby fala. Mówią, że ten kształt specjalnie, żeby po drukach samokopiujących można było pisać, ale hej! przecież w 1942 roku, kiedy powstał ten rodzaj grotu, druków takich nie było. No to powiecie, że przez kalkę. No to się prędzej zgodzę, ale czy na pewno? Uważam, że tak po prostu było bardziej symetrycznie i opływowo. Po prostu.

stv1250-09_zpsxizxvtwk.jpg

stv-czb-13_zpsm0mcbcci.jpg

Koniec pióra jest przeopływowy. Tak opływowy, że ciężko czasem schwycić. A schwycić trzeba, wszak koniec się odkręca w jakimś celu. A cel wiadomy: napełnienie pióra. W każdym razie ciężkość ujęcia tematu dłonią widoczna, lecz od czegóż zębiszcza w paszczęce. Czyjej? Nie wiem i może wiedzieć nie chcę. 

Kiedy już uda się odkręcić  końcówkę, można przystąpić do celu, do napełnienia pióra. Pióro przez producenta jest określane jako Plunger filler. Plunger to jest po naszemu przepychacz i tak to właśnie jest. Do nakrętki przymocowany jest stalowy pręcik, wchodzi on do wnętrza pióra, do jądra ciemności chciałoby się rzec, gdyby nie fakt, że jak pisałem pióro prześwitującym jest, a w środku zakończony jest podejrzewam gumową jakby uszczelką, albo jakim krążkiem gumowym. Ów gumowy element chodzi w te i nazad w zbiorniczku o przekroju okrągłym. Od strony osadki, czyli spływaka, czyli grotu, zbiorniczek nieznacznie się rozszerza, dzięki temu, kiedy chcemy napełnić pióro, zanurzamy grot w kałamarzu, wyciągamy pręt przepychacza, a następnie zdecydowanym ruchem wciskamy go na powrót. W węższej części zbiorniczka wytwarza się podciśnienie, które wyrównywane jest, kiedy przepychacz dotrze do części rozszerzonej. A czym jest wyrównywane i uzupełniane? Ano czernidłem z kałamarza. Takie to sprytne. Po napełnieniu nakrętkę zakręcamy i o niej zapominamy. Do następnego napełniania. Aha, grot jest tak wielki, a pióro tak grube (ponoć jest to największy powojenny model sheaffera, w co nie wierzę), że korzystanie z kałamarzy J. Herbin wymaga nie lada ekwilibrystyki i akrobacji na linie.

No dobra, więcej już nic mądrego nie wymyślę (ha, jaby to wyżej było mądre), dlatego podam kilka wymiarów i zakończę tę farsę. 

Długość pióra zamkniętego: 131,62 mm
Długość pióra otwartego: 113,16 mm
Długość pióra bez grotu, sam plastik: 91,08 mm
Długość pióra zadupkowanego: 149,13 mm
Długość skuwki: 62,15 mm
Średnica pióra: 12,08 mm
Średnica skuwki: 13,60 mm (kurczę, faktycznie skuwka nieco grubsza)
Masa pióra pustego: 19,07 g
Masa pióra pełnego: 20,40 g

stv1250-03_zpsmguwqcwb.jpg

stv1250-07_zpsdaf9q6b7.jpg

No to tyle. Tyle słońca w całym mieście, nie widziałeś tego jeszcze, popatrz, o popatrz...

sheaffer_valiant_vacfill_05_zpslhmpdjwv.

Niech Szmoc będzie z Wami!
Taly Ho! 

Aparat: Olympus OM-4Ti
Obiektyw: Elicar V-HQ (Super) Macro 1:2,5/90 mm
Film odwracalny barwny: Fuji Velvia 100F
Film czarno-biały: ADOX CHS 25 @ MyTol

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz