Canon AE-1 PROGRAM
Pewnego dnia, znudzony posiadaną ówcześnie i do tej pory cyfrówką, pomyślałem sobie "a może by kupić coś na film?". Miałem co prawda minoltę dynax 5, ale przejrzawszy ceny obiektywów na popularnym serwisie aukcyjnym i takie tam, stwierdziłem, że chyba lepiej będzie kupić coś jakby canona ae-1 program. Tak też zrobiłem.
Canon AE-1 PROGRAM pojawił się w 1981 r. jako następca modelu AE-1. Nowością w porównaniu z poprzednikiem, było dodanie trybu PROGRAM, który wcześniej pojawił się w modelu A-1. Model AE-1 PROGRAM posiadał podobnie jak i A-1 możliwość wymiany matówki (przy czym matówki można było wymieniać własnoręcznie), tylnej ścianki, możliwość podpięcia motoru, pracy z lampami dedykowanymi w trybie automatycznym.
Fig. 1 Widok trochę od przodu, a trochę od lewej. |
Na zdjęciu tym widzimy aparat z obiektywem Canon 1,4/50mm S.S.C. (super spectra coating), jest to stare mocowanie FD, dla którego charakterystycznym jest aluminiowy pierścień twist-off. Mocując obiektyw dokręca się pierścień, korpus obiektywu nie obraca się. W obiektywach z mocowaniem nFD (new FD) pierścienia się pozbyto na rzecz blokady z przyciskiem. Obiektywy te podczas mocowania przekręca się w całości. Po prawej stronie pod korbką zwijania powrotnego widzimy zaślepione gniazdo PC, pod nim dwa guziki, jeden pamięci pomiaru (AEL), drugi włączający światłomierz (taka alternatywa dla półwcisku spusty migawki). Pod nimi, dość niewidoczna dźwignia podglądu głębi ostrości. Dźwignia posiada blokadę, co jest pomocne przy mierzeniu światła z obiektywami z bagnetem FL. A na marginesie dodam, że zawsze mam problem, z lewej czy z prawej. Na przykład kupując tanie wino w sklepie na Litwie, nie wiedziałem czy pani sklepowa, jak po wiem, że chcę black curranta z lewej, potraktuje to lewo, jako swoje lewo, czy moje lewo. To taka mała dygresyjka.
Fig. 2 Widok bardziej od przodu niż od prawej. |
Z tej strony mało co widać. Widać na przykład zdejmowalny uchwyt, pod którym znajduje się komora baterii. Zasilanie w tym przypadku stanowi bateria 6V 4LR44 lub ekwiwalent. Ja używam baterii PX28 tj. srebrowej (4SR44). No i widać zacny napis S.S.C. który daje +100 do lansu w otoczeniu onanistów sprzętowych.
Fig. 3 Spód aparatu |
Na powyższym zdjęciu widzimy bardzo nudny spód aparatu. Elementy to: gwintowana zaślepka sprzęgła motor drive, przycisk odblokowujący zwijanie filmu, gwint statywowy i styki łączące aparat ze wspomnianym napędem.
Fig. 4 Równie nudna i banalna ścianka tylna aparatu. |
Uważny czytelnik walcząc z ziewaniem zauważy tu: wizjer w którym widać 94% kadru zarówno w pionie, jak i poziomie przy powiększeniu 0,83x w nieskończoności, kieszonkę na kartonik z filmu też zobaczy, oraz jeden element, który zasadniczo przynależy do górnej sfery, tj. okienko selektora czułości filmu.
Fig. 5 Widok od tak zwanej góry. |
Teraz recenzja nabierze rumieńców, bowiem mnogość elementów powala na kolana. Ponownie od lewej idąc widzimy wspomnianą wcześniej korbkę zwijania filmu, służąca również do otwierania komory filmu, następnie jakby niżej znajduje się blokada wspomnianego uprzednio pierścienia czułości, który jest w całości schowany pod czarnym kołnierzem, a czułość widać w okienku od tyłu. Obok blokady znajduje się wskaźnik płaszczyzny filmu, a nad nim przycisk kontroli baterii. Po wciśnięciu owego przycisku, z trzewi aparatu wydobywa się przerywany pisk, im bardziej naładowana bateria, tym szybciej piszczy aparat. Przy dwóch piśnięciach na sekundę, należy przygotować zapasową baterię i bez niej z domu się nie ruszać. Na środku widzimy obudowę pryzmatu z ulokowaną tamże gorącą stopką. Oprócz centralnego styku znajduja się na niej dwa dodatkowe styki, dzięki którym aparat i lampa komunikują się w trybie automatycznym. Zmieniając fronty całkowicie od prawej strony znajduje się dźwignia włącznika z trzema nastawami: L - wyłączony, A - włączony, S - samowyzwalacz. Dalej po lewo jest spust migawki z klasycznym gwintem wężyka, za nim okienko licznika klatek, a pod nim dźwignia naciągu filmu. Tu czas na ciekawostkę. Licznik cofa się podczas przewijania filmu, co oznacza, że można by przewinąć film do interesującej nas klatki i naświetlić ją w tak zwanej multiekspozycji. Pytaniem jest tylko, z jaką dokładnością licznik odlicza wstecz. Ostatnim elementem do omówienia tu, jest pokrętło nastaw czasu. W tak zwane oczy rzuca się zielony napis PROGRAM. Po wybraniu tego reżimu, aparat dobiera czas do zadanej przysłony, a po ustawieniu na obiektywu pierścienia przysłon na zieloną literę A, aparat pracuje w całkowitym automacie, tj. sam wybiera przysłonę i adekwatny do niej czas. Można też ustawić na automatykę na obiektywie, a samemu kręcić kołem czasów. Wówczas aparat dobierze przysłonę do zadanego czasu. Jest to o tyle wygodne, że w wizjerze widzimy wartość przysłony, a koło można kręcić palcem wskazującym, bez odrywania aparatu od oka.
Fig. 6 Widok od przodu z zaglądnięciem do komory lustra. |
Podsumowując, jest to bardzo przyjazny dla użytkownika aparat. Jasny duży wizjer, nieomyłkowy światłomierz, delikatnie kłapiące lustro, powodują że aż się chce wziąć urządzenie i fotografować. Ale są też minusy, na przykład aparat nie funkcjonuje bez baterii, najdłuższy czas to tylko 2 sekundy, czy to w manualu, czy też w automacie (pomijając rzecz jasna reżym B). No i minus technologiczny, czyli tak zwana "canon asthma" powodowana przez wysychanie smaru w mechanizmie podnoszenia lustra. Objawia się ona zwalnianiem pracy migawki i piskiem, zaniedbanie problemu i nienasmarowanie na czas zaowocuje permanentnym zablokowaniem mechanizmu. Minusem, i to poważnym, jest też dla mnie brak korekty naświetlania, przez co w trybie automatycznym (A lub PROGRAM), trzeba albo radzić sobie przyciskiem pamięci pomiaru (AEL) lub zmieniając wartość ASA na kole nastaw.
Tak czy siak polecam ten aparat, co spowodowane jest nie tylko urokiem osobistym aparatu, ale także i zacnymi szkłami do niego dostępnymi.
Pozdrawiam i do zobaczenia następnym razem. Może nawet szybciej niż się spodziewacie.
Jakieś deżawju właśnie mnie naszło. Klawy ten aparat, mam jeden taki i przezajefajnie robi mi się nim zdjęcia :] Niedawno był w serwisie na wymianie uszczelek i smarowaniu, dzięki czemu stał się jeszcze fajniejszy. Też mi brakuje w nim korekty naświetlania. Ale da się wybaczyć przy ogólnym miodzie.
OdpowiedzUsuńmasz deja vu, bo to już było. ba! wszystko już było.
Usuń