piątek, 5 kwietnia 2013

Jak Japończycy Holywood skraść chcieli, czyli takie tam o kradzionych patentach

Yashica D

Good morning Everybody!

Dziś postaram się przybliżyć Państwu istotę aparatu Yashica D. Jak pewnie większość z Was wie, jest do dwuobiektywowa lustrzanka średnioformatowa. Okres produkcji tego aparatu przypada na lata 1957 - 1973. W tym czasie aparat przeszedł jedyną poważną modyfikację, jaką byłą zmiana obiektywów. Pozostałe zmiany ograniczały się jedynie do drobnych zmian kosmetycznych, których nie można nazwać choćby face liftingiem.

Konstruktorzy japońscy pozwolili sobie garściami czerpać z dorobku firmy Franke & Heidecke, możemy zatem dojrzeć w aparacie pewne rozwiązania znane zarówno z Rolleicorda III, jak i V (bez wchodzenia w szczegóły o który model chodzi).

Fig 1.
Yashica D vs Rolleicord IIb Mod. 3
Fig. 2
Yashica D vs Rolleicord IIb Mod. 3
Co prawda na zdjęciach widzimy porównanie do Rolleicorda IIb, ale i tak można zauważyć podobieństwo pomiędzy tymi dwiema konstrukcjami.
Posiadana przeze mnie Yashica D posiada szarą okleinę, co czyni ją wyjątkowym rarytasem. Co prawda w Internecie ciężko znaleźć jakiekolwiek sensowne dane na temat tego modelu, jednak niektórzy zaufani ludzie twierdzą, że szare Yashiki były produkowane na rynek japoński i amerykański i są to jedne z pierwszych egzemplarzy modelu D. Problemem jest też ustalenie rocznika konkretnego aparatu, bowiem Yashica nie trzymała się ścisłego reżimu nadawania numerów seryjnych.
Jak to się jednak okazało ostatniemi czasy, był jakiś zamysł w numerach seryjnych. Jeśli wierzyć tabelom z tej strony, to posiadana przeze mnie Yashica została wyprodukowana w sierpniu 1959 r, to jest 34 roku Shōwa - Ery Oświeconego Pokoju, za panowania 124. cesarza Hirohito.


Who made who?

Fig. 3
Widok od przodu
Patrząc na aparat od przodu, widzimy dwa obiektywy Yashikor 3,5/80, oparte na konstrukcji trypletu. Obiektywy te, były montowane w zdecydowanej większości Yashik D, dopiero pod koniec produkcji, zmieniono obiektywy na Yashinony, oparte na konstrukcji tessara. Celowniczy obiektyw stanowił Yashinon 3,2/80 (ostatecznie jego miejsce zajął Yashinon 2,8/80), natomiast obiektyw zdjęciowy Yashinon 3,5/80. Często się spotykam z opinią, że jeśli Yashika, to tylko z Yashinonem. Owszem, tessar to tessar, ale szczerze powiedziawszy, Yashikor niewiele ustępuje jakością Yashinonowi. Wiadomo wiruje bokeh'em na pełnej dziurze, ale ma to swój urok.  Obiektywy posiadają mocowanie filtrów typu Bay. I odziedziczone jeszcze z Rolleicorda II.
Po prawej stronie obiektywu celowniczego (górnego) znajduje się gniazdko PC, służące do wyzwalania lamp błyskowych i spaleniowych. Tryb synchronizacji z odpowiednim rodzajem lampy, wybiera się przy pomocy dźwigni umiejscowionej pod gniazdkiem, a oznaczonej żółtą kropką. Lampa błyskowa może być wyzwalana na wszystkich czasach otwarcia migawki, co ma związek z zastosowaniem w aparacie migawki centralnej, nie wiedzieć czemu aby można było użyć samowyzwalacza, dźwignię synchronizacji lampy błyskowej, należało ustawić na pozycję "X". Na dole po prawej ( w cieniu) znajduje się dźwignia samowyzwalacza (z czerwoną kropką). Samowyzwalacz uruchamiany był przez wciśnięcie spustu migawki, który jest umiejscowiony w lewym dolnym rogu. Wokół spustu migawki znajduje się gwint (aktualnie zabezpieczony nakrętką), na który nakręca się tzw. leica nipple, w który można wkręcić wężyk spustowy. Nad spustem migawki, oznaczona zieloną kropką, znajduje się dźwignia naciągu migawki. Dźwignia po naciągnięciu migawki, wraca do stanu wyjściowego, początkowego. Pod obiektywem zdjęciowym widzimy nazwę migawki Copal - MXV. Migawka pracowała w reżymie B, oraz w czasach 1s, 1/2s, 1/5s, 1/10s, 1/25s, 1/50s, 1/100s, 1/250s i 1/500s. Producent przestrzegał przed zmianą nastawy czasu otwarcia migawki po naciągnięciu tejże. Pomiędzy obiektywami widzimy dwa czarne kółka, dzięki którym można było ustawić czas otwarcia migawki oraz przysłonę. Czas migawki regulowało się kółkiem znajdującym się po lewej stronie nad dźwignią naciągu migawki, przysłonę ustawiało się kółkiem przeciwległym. Otwór przysłony reguluje się bezstopniowo w zakresie od 1:3,5 do 1:22. Nastawy czasu i przysłony są widoczne w okienku nad obiektywem celowniczym. Okienko jest widoczne od góry, dzięki czemu fotografujący nie jest zmuszony do gimnastyki, aby zobaczyć, jakie nastawy wybrał.

Fig. 4
Widok od góry
Na powyższym zdjęciu widzimy aparat z otwartym kominkiem. Matówka montowana w Yashice D posiadała soczewkę Fresnela, dzięki czemu była dość jasna na swoje czasy, niestety w porównaniu z Bronicą EC-TL wypada dość blado, a właściwie ciemno. Nad kominkiem (właściwie przed) widzimy wspomniane okienko nastaw czasu i przysłony. Po lewej widzimy żółtą literkę "M", która oznaczała synchronizację z lampami spaleniowymi. Literka "X" (lampy błyskowe) jest niewidoczna.
Kominek zaopatrzony jest w składaną lupkę, ułatwiającą ostrzenie na owym matowym krążku po środku matówki. Kominek można też było przerobić na celownik sportowy, wciskając część kominka, z kowbojskim logo Yashiki

Fig 4a
Widok od góry, ze złożonym kominkiem

Fig 5.
Spód aparatu
Na części spodniej, będącej właściwie pokrywą komory filmu, znajduje się pokrętło otwierające/zamykające komorę. Centralnie umieszczony jest gwint statywowy 1/4''.

Fig. 6
Widok prawego boku
 Po prawej stronie aparatu widzimy w górnym lewym rogu pokrętło przewijania filmu z przyciskiem zwolnienia blokady. Na około pokrętła znajduje się tarcza, na której można ustawić czułość używanego filmu w jednostkach ASA lub DIN. Po lewej stronie znajduje się licznik klatek. Literka "S" daje nam do zrozumienia, że komora filmu nie jest załadowana. Licznik zeruje się w momencie otworzenia pokrywy komory filmu. Pod okienkiem licznika znajduje się pokrętło nastawy odległości. W egzemplarzu, który jet moją własnością, pokrętło jest wyskalowane w stopach. Na aluminiowej tarczy nad pokrętłem znajduje się skala głębi ostrości.

Fig. 7
Widok lewego boku.
 Z lewej strony aparatu znajduje się stopka akcesoriów, oraz dwa pokrętła blokujące szpulę zdawczą i odbiorczą.

Fig. 8
Komora filmu.
 Na pokrywie komory filmy widzimy przypomnienie producenta, aby stosować tylko i wyłącznie film typu 120, ponieważ więcej aparat nie da rady zliczyć. Po bokach prowadnic filmu widzimy dwa czerwone trójkąty, na które należy nastawić napis START, znajdujący się na papierze ochronnym filmu 120, po czym należy zamknąć komorę filmu i tak długo przewijać film pokrętłem, aż w okienku licznika pojawi się cyfra "1". Obok górnego (prawego) trójkąta znajduje się bolec zerowania licznika filmu.


Fig. 9
Widok ogólny

Fig. 10
Widok ogólny
 
Fig. 11
Yashica D w pożyczonym płaszczu
Tak, tak. Ten piękny gestapowski płaszcz należał pierwotnie do innej Yashiki D. Ja swoją kupiłem gołą i bez dekla na obiektywy. Oryginalnie Yashiki z szarą okleiną posiadały futerały lakierowane na szaro, jednak znalezienie takiego w dobrym stanie, za dobrą cenę graniczy z cudem. Jak mawiali zatem starożytni Rzymianie, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

Podsumowanie

Aparat jest dość przyjemny w użytkowaniu. Oczywiście jak na tę klasę sprzętu. Należy sobie bowiem zdać sprawę, że w owych latach, produkty japońskie miały renomę taką, jak współcześnie ma chińszczyzna. Niby dobre, ale niemieckie lepsze. Chociaż fakt, faktem niemieckie było lepsze. Wystarczy popatrzeć na ceny. Otóż Yashica D kosztowała ca. 50$, podczas gdy Rolleicord Vb kosztował ca. 140$. Yashicę nabyłem po krótkiej przygodzie ze Startem 66, przepaść technologiczna była wielka, mimo że Yashice brakuje do pierwowzoru. Na przykład nie posiada ona korekty paralaksy, a mechanizm ten znajduje się przecież w przedwojennym Rolleicordzie IIb Mod. 3. W przeciwieństwie do migawki Compur, w Copalu nie można zmieniać czasu po naciągnięciu migawki. Poza tymi dwiema ewidentnymi wadami, aparat ma same zalety aparatu typu TLR. A jakie? To już najlepiej samemu sprawdzić.

Tally ho!


Na koniec kilka kadrów wykonanych przy użyciu opisywanego aparatu oraz coraz trudniej dostępnych w handlu materiałów światłoczułych.

Gemini No. 1

Wojna Światów

Czarownik Tim

Let's go everythere!

U.S.S. Enterprise NCC-1701 D
zdjęcie wykonane przy użyciu zestawu makro +1D
Der Letzte Zug


Baronowie brydża

Sól i pieprz i wanilina

Schowek cytatów

wtorek, 4 grudnia 2012

Orzeł wylądował







olympus om-2n, olumpus zuiko 2,8/28, olympus f-280,
ilford hp5+ 400@800, ilford id-68, jobo 1510, vuescan, gimp.

ilford hp5+ 400@800
ilford id-68 1:1,5
21°C 8'50''
3''

Dziś więcej nic nie napiszę. Mam jakiś katzenjammer od wczoraj. Od przed-przedwczoraj. Zamknąłbym się w ściemni i nie wychodziłbym, ale się nie da. Niestety.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Legendarne kowadło -- Yashica Electro 35 GSN

Yashica ELECTRO 35 GSN 

 

Garść suchych danych

  Aparat małoobrazkowy Yashica Electro 35 GSN jest dość popularnym aparatem, jednak ponieważ w języku polskim jest dość mało artykułów na jego temat, pokusiłem się o tę skromną recenzję co się zowie.

  Aparat jest ostatnim reprezentantem linii dużych dalmierzy serii Electro. Pierwszy model o oznaczeniu Electro 35 został wypuszczony na rynek w roku 1966. Był on następcą aparatu Yashica Lynx (tako rzecze Zaratustra). Najważniejszą innowacją modelu Electro 35 było zastosowanie migawki COPAL sterowanej elektronicznie. Kolejne modele Electro 35 G, Electro 35 GS/GT i Electro 35 GSN/GTN wprowadzały kolejne ulepszenia konstrukcji jak choćby gniazdko PC, hot-shoe. Od modelu G montowany jest obiektyw COLOR-YASHINON DX, który "jest" skorygowany do stosowania filmów barwnych (był to zwykły chwyt marketingowy, tak jak obecnie filtry "digital"). Z kolei modele GS/GT wprowadzają użycie styków pokrytych złotem, przy marce aparatu pojawia się wówczas złota literka G, jako skrót od "gold mechanica".

  Pierwszy kontakt z rzeczonym aparatem miałem dzięki koledze Kangurowi. Pewnego razu poprosił mnie on o wylicytowanie tego aparatu na popularnym serwisie aukcyjnym. Wylicytowałem i na tym ów kontakt się zakończył. Powiem szczerze, że przeszedłem dość obojętnie obok Electro 35 GSN wówczas, jednak slajdowisko u Kangura przeźroczy wykonanych tym aparatem spowodowało, że zapragnąłem posiąść ten niepozorny aparacik. Na marginesie gdyby ktoś z Was znalazł gdzieś na Połoninach Bieszczadzkich Yashikę Electro 35 GNS proszę o kontakt. Myślę, że kol. Kangur jakoś się odwdzięczy za zwrot zguby.

Rodzina na swoim

  Jak napisałem w poprzednim rozdziale, kiedy zobaczyłem czarne jak na białym (slajd który oglądaliśmy u Kangura to była FOMA 100R) zapragnąłem mieć ów aparat. Po wylicytowaniu i otrzymaniu aparatu, okazało się, że kamera niedomaga. Szybki rekonesans po sieci World Wide Web objawił prawdę bolesną. Nabyłem aparat z rozciapcianą tzw. POD - pad of death. Na szczęście usterka okazała się być ławą do usunięcia w domowych warunkach. Po odzyskaniu sprawności przez aparat, mogłem się cieszyć "kultowym" dalmierzem z lat siedemdziesiątych.

  Zatem nie tracąc czasu przejdźmy do omówienia budowy aparatu Yashica Electro 35 GSN.

Fig. 1
Widok od przodu

  Patrząc na aparat od tak zwanego przodu widzimy obiektyw COLOR-YASHINON DX o ogniskowej 45mm i maksymalnym otworze przysłony 1:1,7. Jest to konstrukcja złożona z sześciu soczewek skupionych w cztery grupy. Przysłona o zakresie wartości f/1,7 - f/16 składa się z pięciu listków.  Na obiektywie znajduje się dźwignia samowyzwalacza, jest ona oznaczona czerwoną kropką. Nad obiektywem po lewej (naszej lewej, to znaczy teraz naszej lewej) stronie widzimy okienko światłomierza, natomiast po prawej widzimy okienko celownika. Centralnie znajduje się romboidalne okienko dalmierza. Szary prostokąt ze szkła trawionego pomiędzy okienkami dalmierza i celownika ma za zadanie podświetlenie ramki celownika. Aha, na lewo od okienka światłomierza widzimy symbol atomu, jest to ogólnie przyjęty symbol rodziny Electro, znajdziemy go także na lustrzankach Yashiki wyposażonych w elektronicznie sterowane migawki. Z kolei złota litera G obok nazwy Yashica oznacza, że aparat posiada złocone styki (gold mechanica).

Fig. 2
Górna pokrywa aparatu
  Idąc od góry, czyli od przodu omówimy najpierw obiektyw. Jako pierwszy widzimy pierścień wyboru tryby pracy. Znajdują się na nim trzy pozycje B - jak bulb, tj, tryb czasowy, AUTO - czyli tryb automatyczny, w którym aparat dobiera odpowiedni czas do zadanej przysłony i BŁYSKAWICA - tryb pracy z lampą błyskową.  Dalej oczom naszym ukazuje się pierścień przysłon, który oprócz ciągu wartości przysłony posiada oznaczenie w postaci strzałek, żółtej i czerwonej, a które odnoszą się bezpośrednio do wskazań światłomierza, o czym za chwilę. Widzimy tu także trzy piktogramy, słońca, chmury i okna, mają one za zadanie podpowiedzieć mniej rozgarniętym amatorom pisania światłem, jaki zakres przysłon jest adekwatny do zastanych warunków. Okno to oczywiście tak zwany indor, czyli chodzi o zdjęcia u cioci na imieninach. Najbliżej ciała znajduje się, oprócz koszuli, pierścień nastawy odległości, posiada on dwie skale w metrach (od 0,8m) i stopach (od 2,6ft). na pierścieniu zamocowane są dwa bakelitowe uchwyty, które po ujęciu kciukiem i palcem wskazującym lewej dłoni umożliwiają ostrzenie w pełnym zakresie odległości przy wykorzystaniu fizjologicznego ruchu tychże palców (ruch pierścienia to ca. 90º).

  Na górnej obudowie znajdziemy natomiast kolejno od lewej idąc korbkę zwijania powrotnego, stopkę lampy i akcesoriów z kontaktem "hot shoe", lampki światłomierza, kółko nastaw czułości filmu, spust migawki wraz z pierścieniem blokującym, dźwignię naciągu filmy i migawki razem i zusammen i na końcu okienko licznika klatek wraz z lampką kontroli poziomu naładowania baterii.

  Korbka zwijania filmu służy także do otwierania komory filmu, aby to uczynić należy wyciągnąć korbkę oporowo do góry, co będziemy mogli ujrzeć na jednym z dalszych zdjęć.
Stopkę lampy błyskowej można zdjąć, dzięki czemu uzyskujemy dostęp do śrubki odpowiedzialnej za regulację dalmierza bez konieczności zdejmowania górnej pokrywy aparatu.
Lampki światłomierza zatopione w czarnym bakelicie mają różne kolory, żółty i czerwony. Przy żółtej lampce, informującej fotoamatora o prawdopodobnym niedoświetleniu (SLOW) znajduje się strzałka w lewo. Insynuuje ona, że dobrze byłoby otworzyć nieco przysłonę, ponieważ czas dobrany przez aparat jest dłuższy niż 1/30s. Oczywiście przysłonę otwieramy przekręcając pierścień przysłon w lewo, co zresztą sugeruje żółta strzałka w lewo na tymże pierścieniu. Strzałka czerwona w prawo (OVER) sugeruje, że czas dobrany przez aparat jest krótszy niż 1/500s (jest to najszybszy czas migawki COPAL), co wymusza na użytkowniku przymknięcie przysłony, tj. przekręcenie pierścienia w prawo, jak wskazuje czerwona strzałka na pierścieniu przysłon. Strzałki są też widoczne w wizjerze aparatu, co powoduje, że cały proces kontroli ekspozycji może być wykonywany bez odrywania oka od wizjera, natomiast strzałki na obudowie mogą być wykorzystywane podczas fotografowania spod płaszcza, kiedy zależy nam na tajności całej operacji. Sposób ten wykorzystałem w Jarosławiu podczas fotografowania konwentu SF pod pobliską budką z piwem.
Blokada spustu migawki następuje po przekręceniu pierścienia tak, aby znacznik zrównał się z literą L.

Fig. 3
Tylna ścianka aparatu
  Na tym zdjęciu części aparatu, które widzimy to celownik, przycisk kontrolny baterii.

  Aparat Yashica Electro 35 GSN wyposażony jest w celownik typu Albada z podświetlaną ramką kadru. Ramka jest ruchoma, co zapewnia korektę paralaksy. Celownik w modelu który posiadam jest dość jasny, jaśniejszy niż w modelu 35 GS, który też był w moim posiadaniu. Ja jestem w stanie ustawić ostrość rzeczonym aparatem, przy wartości -1EV dla 100ASA. Pole celownika jest niebieskawe, natomiast plamka dalmierza jest żółta, co ułatwia ostrzenie.
Przyciśnięcie knopki testu baterii owocuje zaświeceniem się wspomnianej wyżej lampki w polu licznika klatek. Moc świecenia jest adekwatna do mocy baterii, zatem jeśli żaróweczka bździ ledwie, ledwie, znaczy że na spacer należy wziąć świeży zamiennik. Słowo o bateriach będzie za chwilę.

  Na obudowie znajduje się jeszcze numer seryjny. Zasadniczo nic on nie znaczy, chyba że prze tym numerem widnieje litera H tak jak w tym przypadku. Oznacza to, że aparat został złożony w Hong Kongu, ale z japońskich części. Częścią w całości montowaną w Japonii w tym przypadku jest tylko obiektyw, który wraz z płytką mocującą był dokręcany przez Chińczyków do ciała aparatu. Należy pamiętać, że w owych latach Hong Kong był kolonią brytyjską, co w pewnym stopniu gwarantuje jakość i trwałość montażu, ale zupełnie nie wiem dlaczego.

Fig. 4
Wnętrze komory filmu
  Na tym fotogramie widzimy sposób w jaki jest otwierana komora filmu z wykorzystaniem korbki zwijania powrotnego filmu.

Fig.5
Dolna pokrywa aparatu
  Z elementów widocznych na tym zdjęciu widzimy: przycisk umożliwiający zwijanie filmu, przez zwolnienie blokady, gwint statywowy 3/4'', pokrywkę baterii. Na obiektywie widnieje nazwa migawki (COPAL), a na obudowie jest wytłoczone miejsce proweniencji, tj. Hong Kong.
Pokrywa baterii jest przykręcana, a odkręcać i przykręcać ją najlepiej jest monetą o nominale ¥100 z 1974 roku, a w przypadku braku takiej trzeba się zadowolić dwugroszówką na przykład. Jako że wspomniałem wcześniej, teraz kilka słów o zasilaniu aparatu. W domyśle był on przewidziany do funkcjonowania z baterią rtęciową PX32 o napięciu 5,6V. Niestety baterie te są nie produkowane ze względu na zawartość rtęci. Najprostszą metodą zasilenia aparatu prądem, jest obecnie użycie baterii o rozmiarze 4LR44, która ma napięcie 6V. Ja osobiście używam baterii PX28 (2SR44), która jest baterią srebrową i ma napięcie 6,2V. Pewnie spytacie: "a jak w was z pomiarem, towarzyszu." ano dobrze, albowiem sprytny japoński konstruktor nakazał wlutować w obwód regulator  (dioda, a może tranzystor?)  napięcia, który obniża napięcie do 5,6V. Mnie możecie nie wierzyć, ale uwierzcie szwagrowi, który jest elektronikiem i wie co mówi na ten temat. A wie bo zaglądał i do aparatu i do serwisówki. Problemem jest tylko zablokowanie zdecydowanie mniejszej 4LR44 w komorze baterii, ale to można uczynić obwiązując ją szmatami i mocując dodatkową sprężynkę w pokrywce, lub dopychając baterię monetami, ale to jest bardzo nieprofesjonalne jednak.


Fig. 6
Widok skośny na lewy górny przód.

    Z elementów dotychczas nie omówionych, a może omówionych lecz nie widzianych mamy tu na prawej (w tym momencie prawej) ściance gniazdko PC dzięki któremu można połączyć, przy pomocy kabelka, aparat z lampą bez styku w stopce. Ponadto widzimy dźwignię samowyzwalacza w pełnej krasie. Samowyzwalacz naciąga się przesuwając dźwignie w dół, a zwalnia się (o ile migawka jest naciągnięta) głównym spustem migawki. Opóźnienie wyzwolenia wynosi około 10 sekund, co lepszy zawodnik zdąży w tym czasie wypić piwo, no może pół chociaż.


Fig. 7
Widok na prawy górny przód
  Na tym zdjęciu nie widzimy zasadniczo nic nowego. Jakby to powiedzieli starożytni Rzymianie, nie ma tu dla nas, żadnego nihil novi.

  Na tym możemy uznać omówienie morfologii aparatu Yashica Electro 35 GSN za zakończone. Gdyby jednak ktoś uznał, że coś pominąłem proszę o sygnał, uzupełnię opis w miarę możliwości, tudzież potrzeb.

Ulice jak stygmaty

Często można znaleźć w Internetach pytanie, czy ten aparat nadaje się na miasto, żeby z Fidelem iść po ciasto niezauważonym. Jest to pytanie dotyczące po prostu gabarytu. Wychodząc z kagankiem na przeciw  błądzącym w ciemnościach, wykonałem kilka zdjęć, dzięki którym będzie można porównać jak się ma pięść do nosa, a Electro 35 GSN do dwóch lustrzanek tradycyjnych, które posiadam.

Fig. 8
Porównanie rozmiarów aparatów Yashica Electro 35 GSN i  Minolta Dynax 5 z obiektywem Minolta Maxxum 1,7/50 - widok z góry
Fig. 9
Porównanie rozmiarów aparatów Yashica Electro 35 GSN i  Minolta Dynax 5 z obiektywem Minolta Maxxum 1,7/50 - widok z boku
Fig. 10
Porównanie rozmiarów aparatów Yashica Electro 35 GSN i Canon AE-1 PROGRAM z obiektywem Canon FD 1,4/50 S.S.C. - widok od przodu. Zdjęcie poniekąd nieadekwatne, powinienem był użyć obiektyw  Canon FD 1,8/50 S.C. w przypadku użycia obiektywu Canon nFD 1,4/50 lub 1,8/50, porównanie wypadłoby zdecydowanie na niekorzyść  Yashiki Electro 35 GSN.
Fig. 11
Porównanie rozmiarów aparatów Yashica Electro 35 GSN i Canon AE-1 PROGRAM z obiektywem Canon FD 1,4/50 S.S.C. - widok z boku. Komentarz j.w.

Fig. 13
Porównanie rozmiarów aparatów Yashica Electro 35 GSN i FED-5 z obiektywem Industar-61L/D 2,8/55 - widok z boku.


Fig. 14
Porównanie rozmiarów aparatów Yashica Electro 35 GSN i FED-5 z obiektywem Industar-61L/D 2,8/55 - widok od przodu.
Fig. 15
Porównanie rozmiarów aparatów Yashica Electro 35 GSN i Olympus OM-2n z obiektywem Zuiko Auto-S 1,8/50 - widok z boku.
Fig. 16
Porównanie rozmiarów aparatów Yashica Electro 35 GSN i Olympus OM-2n z obiektywem Zuiko Auto-S 1,8/50 - widok od przodu.


Krótka lekcja anatomii

 

Fig. 15
Mechanizmy ukryte pod górną obudową, od lewej: celownik, ruchoma ramka celownika, lampki światłomierza, przysłona światłomierza i pod nią koło przenoszące nastawy czułości filmu na przysłonę światłomierza.
  Na tym fotosie widzimy (od lewej) celownik - jest to strona od obiektu, ruchomą ramkę kadru - sprężynka odpowiada za jej powrót z miejsca A do B, dalej z kabelkami żaróweczki lampek światłomierza (w blaszce separującej żaróweczki od dalmierza znajdują się wycięcia z barwnym celuloidem, dzięki czemu podświetlone strzałki są też widocznie w celowniku), następnie widzimy przysłonę światłomierza (tu nastawiona na wartość 400ASA), pod nią znajduje się kółko z dziurkami, odpowiedzialnymi za zatrzymanie się mechanizmu na odpowiednich wartościach, ze sprzęgłem łączącym przysłonę światłomierza z kółkiem nastaw czułości filmu. Cały mechanizm działa w ten deseń, że ustawiając mała wartość ASA, przysłona się zamyka, powodując wydłużanie ekspozycji na skutek małej ilości docierającej do fotokomórki CdS. Przy ustawieniu wysokiej czułości, otwór się powiększa co powoduje dobieranie krótkich czasów migawki.
W szczelinie pomiędzy przysłoną światłomierza, a korpusem aparatu widać blaszkę na której znajduje się POD, dzięki czemu można skontrolować stan tej części bez konieczności demontażu całego aparatu.

Fig. 16
W gąszczu kabli, czyli znajdź rozciapcianą POD.
   Drugi i ostatnie zdjęcie anatomiczne przedstawia wnętrze aparatu podczas procedury wymiany podkładki śmierci, tj. pad of death, POD. Podkładka śmierdzi jest jednocześnie amortyzatorem i dystansem dla części, do której jest przymocowany suwak łączący światłomierz z pierścieniem przysłon i migawką. Część ta podczas zwalniania spustu migawki jest blokowana przez zatrzask w dolnej części aparatu, dzięki czemu, światłomierz jest wówczas odłączony od prądu. Naciągnie migawki i filmu zarazem, zwalnia zatrzask i element ów z siłą jednej z widocznych na zdjęciu sprężyn wali w POD. Z upływem czasu guma tracąc właściwości fizyczne odkształca się, przez co dystans, który powinien mieć grubość ca. 3mm, nie spełnia swej roli. Objawia się t najczęściej brakiem wskazań światłomierza, oraz niemożnością wyzwolenia migawki. Słychać co prawda delikatnie "klok" ale to nie to.

Pączki w maśle

  Jako że budowa aparatu została pobieżnie omówiona, należałoby się teraz zająć w tym miejscu podstawową obsługą aparatu. No może nie do końca podstawową, bo przecież uważny czytelnik i czytelniczka uważna, domyśli się jak włożyć baterię do komory, jak założyć film i tam dalej. Nadmienię jedynie, jako że okienko światłomierza znajduje się z dala od obiektywu, że stosując jakikolwiek filtr zmieniający ekspozycję, należy wprowadzić odpowiednia korektę przy pomocy pierścienia czułości. Ja tak używałem Yashiki z filtrem pomarańczowym. Z powodzeniem, gdyby ktoś pytał.

  No więc zdjęcia. Mając aparat gotowy do użycia, jeśli oczywiście nie wahamy się go użyć, kierujemy go w stronę interesującego nas obiektu i patrzymy na naszą ofiarę przez wizjer. Aby ustawić ostrość wiadomo, trzeba tak kręcić pierścieniem odległości na obiektywie, żeby obraz w żółtym rombie dalmierza pokrył się z obrazem w pozostałej części wizjera. Zresztą o wizjerze było już wcześniej. Następnie po naciągnięciu migawki i filmu zarazem, wciskamy spust migawki mniej-więcej do połowy. jeśli przy tej operacji w wizjerze nie zaświeca się żadna strzałka, znaczy że czas naświetlania mieści się w przedziale 1/30 - 1/500s. Niestety konstruktorzy nie postarali się o podgląd wartości przysłony i czasu w wizjerze, więc jeśli chcemy wiedzieć jaką przysłonę mamy ustawioną, musimy na nią tradycyjnie spojrzeć. Czasu dobranego nie poznamy nigdy, no chyba że na zasadzie: kręcimy pierścieniem przysłon tak, aby zaświeciła się któraś ze strzałek, a następnie klikając przysłoną, wracamy do poprzedniej wartości i przeliczamy czas. Metoda ta nie jest doskonała, bowiem migawka sterowana jest bezstopniowo. Tu jeszcze wspomnę o zakresie czasów. Najszybszy czas, tj. 1/500s jest niezmienny, czyli constans, natomiast czas najdłuższy zależny jest od wartości przysłony, na jaką akurat jest nastawiony aparat. Przy przysłonie 1:1,7 czas ten będzie ponoć wynosił około 5 sekund, natomiast przy przysłonie 1:16 może on grubo przekroczyć 1 minutę, choć mnie się wydaje (nie mierzyłem ze stoperem w ręku), że przekracza on zarówno dwie, jak i trzy minuty. Zatem kiedy mamy ustawioną ostrość (przez nas), przysłonę (przez nas) i czas (przez aparat) możemy zwolnić migawkę. Legenda głosi, że głośność (cichość) migawki w Yashice, zawstydziła niejedną Leicę, ale czemu się dziwić, kiedy w Yashice centralna migawka siedzi. Ponieważ nie mam Leiki, porównałem głośność migawki Yashiki z migawką FED'a, która do najgłośniejszych nie należy, ale mimo to i tak mnie ogłuszyła na chwilę. Oczywiście w tym, porównaniu Yashica  brzmiała niczym szmer strumyka.

  Na koniec powinienem napisać kilka słów o obiektywie. Ale co ja mogę napisać? No oprócz tego, że jest kapitalny. Po sieci krąży wiele anegdot, w których zawodowcy nie byli w stanie odróżnić zdjęć wykonanych Yashicą Electro 35 GSN od zdjęć wykonanych Leicą z Sumicronem. Może to i prawda, nie wiem, nie miałem możliwości porównać. Ale wiem jedno, obrazy rejestrowane Yashinonem 1,7/45 DX, zadowolą co wybredniejszych fotografów amatorów.

Należy również wspomnieć o uchwycie aparatu. O ile podczas kadrowania poziomego  żadnej nowej filozofii tu nie ma, o tyle podczas kadrowania pionowego, należy w sobie wykształcić nawyk trzymania aparatu spustem do dołu, tak aby go wciskać kciukiem.  Ja wiem, powiecie: bredzi! na stos z nim!, ale będziecie tacy zapalczywi dopóki nie spróbujecie trzymać aparatu w pionie po staremu. Zasłonicie sobie wizjer, dalmierz i co tam jeszcze chcecie i będzie płacz, lament i zgrzytanie zębatek.


W ten sposób powstały Karpaty, oraz pyszny makowiec.

A teraz pozwolę sobie na całkowicie subiektywne podsumowanie aparatu w punktach.

ZALETY, czyli minusy dodatnie:
  •     obiektyw jak żyleta, nie zastąpi tego żadna podnieta;
  •     światłomierz, który się nie kłania i nie klęka;
  •     cicha migawka, której nie wystraszy się kawka;
  •     kapitalna automatyka, nie tylko dla wuja sklerotyka;

WADY, czyli plusy ujemne:
  •     gabaryty, tego nie pomieści nawet beret zryty;
  •     światłomierz który z oddali mierzy, gdyż za morzem leży;
  •     możliwość wyboru wyłącznie migawki, przez co niejeden nabawił się czkawki:
  •     nieznajomość wybranego czasu, na to szkoda mi atłasu.

  Na tym pozwolę sobie zakończyć ten żenujący popis grafomański. Mam nadzieję, że ci którzy aparatu nie znali, w końcu go poznali, a ci którzy już go znali, w ogóle tego nie czytali. Miały być jeszcze zdjęcia poglądowe, ale jak zacząłem przeglądać skany, to doszedłem do wniosku, że nie nada, że szkoda taki chłam pokazywać. Aha, i przepraszam, za zakończenie, zmęczony byłem.

Dajcie spokój z tym ministrem

Fig. 17
Długi czas naświetlania i cicha migawka, to nie zawsze najlepsze połączenie.
Na zdjęciu Długie Pobrzeże, Gdańsk.
Skan negatywu. Aparat Yashica Electro 35 GS

fuji neopan acros 100@100
rodinal 1+100  23*C  17'30''
0-1'+2x/4'
Fig. 18
Nieznane flagi znanych państw. Klapadocja
Skan slajdu. Jakiegoś kodaka.
Fig. 19
FSO 1500, dawniej FIAT 125p.
Skan negatywu.

hp5+ 400@400
hydrofen 1+3  22*C  15'30''
0-1'+4x/4'
Fig. 20
Kolejny zlew powszedni. A w poniedziałek do kieratu
Aparat Yashica Electro 35 GS, skan negatywu - Konica Centuria 400.
Niech trąby Waszych słoni, nigdy nie trafią na kaktusy.

piątek, 23 listopada 2012

Miałeś chamie złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór...

...ostał ci się ino... dług!


Canon AE-1 PROGRAM z 1,4/50SSC już poszedł, reszta na KOREX'ie sobie wisi.
Adios, c'est la vie!

poniedziałek, 19 listopada 2012

Aureola Ferentza

  Co można robić w listopadową noc kiedy się nie ma telewizora? Można na przykład "wybuchnąć" powstanie. Ja taki wybuchowy jak pewien chorąży nie jestem, wyciągnąłem więc Kolegę na nocny plener. Najpierw pojechaliśmy sfotografować czelabińska. Ja wlazłem w błoto, jak się okazało nadaremno, kadr się nie udał, więc go nie pokażę. Pokażę za to ten udany:
...a w Charkowie...

przyszła świnia prosto z błota
  No dobra, pokazałem także ten nieudany, w sumie nie mam nic do ukrycia, a że podoba mnie się mordka czelabińska, to nie mogłem się powstrzymać. Wszak to nie zdrowe przecież.

  Kiedy już stwierdziliśmy, że nie mamy czego szukać na polu za miastem, pojechaliśmy szukać kadrów w mieście. Jako że byliśmy nieco niezdecydowani, udaliśmy się na tak zwanego pewniaka, świeżo oddaną kładkę dla pieszych. Mimo późnej pory tłumy nieprzebrane. Aż dziw brał człowieka, że nie stali knechci ze straży grodzkiej i za bileta nie pobierali. Moc wrażeń spowodował, że zapomniałem przy zmianie obiektywu zmienić przysłonę. Cóż dwie klatki jak krew w błoto, znaczy piach. Ale kiedy już się otrząsnąłem, wziąłem i klika klatek trzasnąłem. Oto one:

aureola Ferentza - druga Europa

aureola Ferentza - żandarm i kosmici

aureola Ferentza - morza tropikalne

aureola Ferentza - prawą!

aureola Ferentza - towarzysze! obywatele!

aureola Ferentza - kawał prostej

  I to wszystko. W sumie i tak dużo, bo na pierwszy rzut oka, obiekt niby z potencjałem, jakoś marnieje po dogłębnym przyjrzeniu się. Nie wiem, może w gdyby noc była lipcowa, a nie listopadowa, bardziej by nam się chciało? Cóż, trzeba będzie sprawdzić, ale to dopiero na wiosnę.

Dane techniczne:
Bronica EC-TL, Nikkor H-C 2,8/75 (CzTZ), Zenzanon MC 2,8/50 (aureola)
Kodak TRI-X 400@400, Ilford ID-68 (samorodny) 1:1, 21°C 10'00'', 0-1'+4x/1', 1520/1
skany negatywu, Epson V700, vuescan, gimp 2,6