poniedziałek, 30 stycznia 2012

Tańcowały dwa Michały

Właściwie to nie wiem czy mogę dać taki tytuł, czy nie. Wszak cytat ten jest własnością intelektualną spadkobierców p. Juliana Tuwima, a ja nie zapłaciłem za prawa do niego. Ale cóż, mam czas do ratyfikacji ACTA, w międzyczasie tytuł zmienię jeszcze nie raz.

Ale do rzeczy, bo my tu gadu-gadu, a salceson się ciepli. Znaczy grzeje. Dziś w dwóch zdaniach opiszę Państwu dwa telekonwertery makro, jeden z mocowaniem canon FD, drugi z mocowaniem olympus OM.

Fig. 1 
Fig. 2




Zasadniczo jest to ten sam przyrząd optyczny, ale z różnymi mocowaniami. Chyba nie muszę dodawać, że telekonwerter był produkowany także z bagnetami innych producentów aparatów fotograficznych. Telekonwerter w pozycji ze zdjęcia pierwszego pracuje jak normalny telekonwerter, zwiększający ogniskową dwukrotnie. Natomiast na drugim zdjęciu, oba telekonwertery mają pierścienie przekręcone tak, aby z obiektywem 50mm dawać odwzorowanie 1:1 przy odległości minimalnej odległości ostrzenia ustawionej na obiektywie. Telekonwertery przenoszą z obiektywu do aparatu dane o przysłonie (w przypadku canona, posiada także popychacz informujący o wartości otworu wejściowego), dzięki czemu aparat z telekonwerterem pracuje w pełnym automacie. Telekonwerter przystosowany do współpracy z canonem FD, posiada także pierścień umożliwiający pracę ręczną (M) lub automatyczną (A) przysłony. Z optycznego punktu widzenia, jest to konstrukcja siedmiosoczewkowa, pięcioelementowa. Soczewki posiadają warstwy przeciwodblaskowe typu MC.

Fig. 3 OM
Fig. 4 OM
Zasadniczo jakość zdjęć z telekonwerterem jest bardzo dobra, z jednym "ale". Tym "ale" jest konieczność przymknięcia obiektywu o minimum trzy działki przysłony, inaczej dostajemy mydło tak jak na obrazku nr 4. Osobiście mnie nie przeszkadza to, ale Ci którzy będą robić atlas małych żyjątek, powinni o tym pamiętać.

Pozdrawiam staroangielskim:
Tally ho!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz