poniedziałek, 22 lutego 2016

Jak zrobiłem zwrot o 360°

Wpis pochodzi z forum i stąd wstęp nie pasujący do idei blogu. Ale że nie miałem pomysłu jak to podmienić, zostawiłem jak było.

Posucha na forum straszna, jakby wszyscy się wynieśli do konkurencji i tam pisali o tej części pleców panny Maryny, która traci szlachetną nazwę i przechodzi w nogi. Znaczy część pleców, a nie panna Maryna. Żeby zatem rozruszać forum, skłócić i zwaśnić współforowiczów, napiszę recenzję długopisu, który kupiłem czas temu jakiś. Długopisu? spytacie. Oczywiście, że nie długopisu, taki żart, żeby rozemocjonować publikę, zupełnie jak u Hitchcocka. Najpierw trzęsienie ziemi, a potem nuda i dłużyzna.

Ale do rzeczy, ad rem, jak mawiali starożytni Rzymianie. Było to tak, że po którejś glebie pilota 78G, którym zapisywaliśmy z Żoną rzeczy do kupienia teraz i w innym terminie, stwierdziłem że dość! Basta! trzeba kupić jakiś porządny długopis do notowania. Może pomarańczowy BiC? A może nie? A może by tak wypróbować ten grot 360°, który kiedyś widziałem w ofercie Wanchera. Swoją drogą ciekawa firma ta Wancher, sprzedaje podróbki (moim skromnym zdaniem), a kasuje jak za mokre zboże, tak że tego. W każdym razie udzerzyłem na ibełju, jak to mówią w okolicach Zwięczycy i począłem szukać wspomnianego Wanchera, a właściwie czegoś tańszego i dostepnego, bo tak wyszło, że żadnego Wanchera z grotem 360° na aukcjach akurat nie było. W głowie mnie się kołatało (kołatało, bo pusto, nieprawdaż), że widziałem też takie Hero kiedyś. Tylko jakie? To zbyt cygarowate, tamto zbyt coś tam i nagle jest! jest w sam raz, takie jak lubię. Takie nijakie takie. O takie:

1024-r-2015-11-16-0004_zpsphgzoujo.jpg

Nijakie? No nie, kogoś przypomina. Oczywiście że parkera Vectora. Niuanse są, ale ogólnie pomysł ten sam. Zasadniczo różnica podstawowa jest taka, że Hero 257A wykonane jest w przeważającej części z metalu. To czuć w masie, która jak na tak drobne dość pióro, wyniosła 27,12 gram. Aktualnie nie posiadam żadnego Vectora, ale on na bank był lżejszy.

Ale co dalej? dalej może ściągnijmy skuwkę.

1024-r-2015-11-16-0005_zpstgklt9g7.jpg

Skuwka wchodzi na wcisk, dość mocny póki co wcisk. Zakrywa ona wyprofilowaną, metalową osadkę, oraz grot. Skuwka posiada plastikową uszczelniającą i trzymającą pochewkę. Szczelność jest dość dobra, pióro zazwyczaj zaczyna pisać od pierwszego dotknięcia. Trzyma się skuwka jak Chińczycy w 1905 r. Mocno. Niestety nie posiadam adekwatnego zdjęcia, ale tak jak w "oryginale", skuwkę można bez obawień zadupkować na ten scieńczony koniec rączki. Też się trzyma mocno, tylko że pisze się wówczas słabo, bo zmienia się rozkład masy. Czuć dyskomfortem mianowicie.

1024-r-2015-11-16-0012_zpsu8asoejx.jpg

1024-r-2015-11-16-0023_zpsxdqm8lre.jpg

Klips jest chromowany, ozdobiony firmowym Kwiatkiem z literą H, dość twardy, czasem ciężko włożyć pióro w kieszeń, a potem wyjąć. Zwłaszcza, że rzadko używamy tej funkcji. Na tym zdjęciu widzimy jedną z różnic w stosunku do Vectora, mianowicie przewężony, chromowany pierścień, dzięki któremu można pewniej złapać skuwkę podczas ściągania jej. Do różnic należy takoż zaliczyć i kłobuk, który u Vectora chyba fazowanym jest, tu (podobnie jak na zakończeniu rączki) fazy nie ma, a sam, kłobuk ma kształt menisku wypukłego.

1024-r-2015-11-16-0014_zpshpy7vrto.jpg

1024-r-2015-11-16-0016_zps8uznprio.jpg

1024-r-2015-11-16-0019_zpsvvjohcxr.jpg

Na skuwce, tam gdzie zazwyczaj, znajdziemy też znak producenta, chińską i angielską nazwę jego, oraz oznaczenie modelu. Dodatkowo na skuwce znajduje się naklejka informująca nasz, że pióro posiada nietypowy grot, piszący pod każdym kątem.

1024-r-2015-11-16-0006_zpsohx0aekd.jpg

Odkręciwszy rączkę, oczom naszym ukazuje się zbiornik atramentu, czyli klasyczna gumka, osłonięta metalową tulejką ze sprężyną. Wydajność typowa dla produktów chińskich, to jest chwilę trzeba ponaciskać, żeby napełnić pióro, ale plus jest taki, że można pęcherz napełnić w niemalże 89 procentach.

1024-r-2015-11-16-0011_zps7ypdiyl6.jpg

1024-r-2015-11-16-0011_zps7ypdiyl6.jpg

1024-r-2015-11-16-0010_zpstsqokqns.jpg

1024-r-2015-11-16-0008_zpszw9lyor3.jpg

1024-r-2015-11-16-0022_zpskt2sia58.jpg

1024-r-2015-11-16-0021_zpsn2jwvci8.jpg

1024-r-2015-11-16-0020_zpsw01e43fg.jpg

Na koniec został do omówienia grot. Grot z daleka jest określany, jako teki jak w parkerze 180. Z daleka to się zgodzę. Jednakowoż Chińczycy poszli krok dalej i wykonali w grocie dwa nacięcia pod kątem 90°, dzięki czemu można (teoretycznie) pisać pod dowolnym kątem. Dlaczego teoretycznie? Otóż czasem można trafić na martwy punkt, przez co rozpoczęcie pisania jest niemożliwe, ale wystarczy lekko obrócić pióro, tak żeby nacięcie miało kontakt z papierem, a pióro wystartuje. Można wówczas powrócić do poprzedniej pozycji, a ono pisać dalej będzie. Grot wykoany jest z grubej stali, więc cały czas pisze tak samo. W dodatku nie cieniuje, można więc powiedzieć, że to taki długopis. Poniekąd. Grot niestety nieco drapie, ale nie jest to jakaś znów poważna wada, której przy odrobinie dobrej woli i dostępie do papieru ściernego nie można by zaradzić.


1024-r-2015-11-16-0024_zpsdwycdvvl.jpg

Podsumowując, czy żałuję piętnastu złotych wydanych na ten wynalazek? Nie, nie żałuję. Prostacki design i niezawodność to jest to co lubię. Więc nie narzekam i polecam.

1024-h257a_zpsqr34wjxc.jpg

Na koniec nieco suchych faktów:

- długość pióra zamkniętego: 132,3 mm;
- długość pióra otwartego (z grotem): 112,7 mm;
- długość pióra zadupkowanego (z grotem): 153,9 mm;
- długość skuwki: 53,6 mm;
- średnica pióra (wszędzie jednakowa): 10,0 mm;
- masa pióra: 27,12 g.

Tally ho!

PS
Zdjęcia wykonałem aparatem Olympus OM-2n, z obietkywem Elicar HQ-R 2,5/90 MACRO, oraz obiektywem Zuiko AUTO-S 1,4/50, zamontowanym całkiem odwrotnie poprzez mieszek makro marki Panagor. Użyłem filmu ADOX CHS 25 (eFKe KB25), naświetlanego na 25ASA a wywołanego w domowej roboty odpowiedniku Kodaka Xtol, czyli w MyTol'u wg pomysłu pana Paula Lewisa. Skanowałem Epsonem V700, przy użyciu programu VueScan. Zdjęcia obrabiałem programem GIMP2,8. Skan próbki wypodukuowany przy pomocy urządzenia HP LJ Pro MFP M125nw i firmowego programu HP Scan.

Zdjęcia pióra są czarno-białe, ale to nie szkodzi, bo pióro jest czarne, chrom jest chromowany, a obrus służący za tło, jest srebrny metalik.

Cień wielkiej góry

Recenzja jest napisana przy użyciu czcionki Courier New, z wykorzystaniem niesztampowego słownictwa, określającego nazwy składowe pióra. Jeśli masz z tym problem, nie czytaj, ale pewnie będziesz potem tego żałował.




Jakiś czas temu kupiłem sobie z kolegą na spółę zestaw tetenala do samodzielnego wołania slajdów. Podzieliłem, rozczyniłem sobie na pół litry i wtedy się okazało, że mam za mało slajdów, a na chemię trzeba patrzeć po gospodarsku. Dlatego też sięgnąłem do lodówki po velvię 100F, po czym postanowiłem ją zużyć na obfotografowanie rożnych piór. Znalazło się wśród nich pióro montblanc no. 22, które uważam, za najładniejszego montblanka. Zaraz, zaraz! zawołacie najładniejszego? No nie, racja, no. 74 jeszcze ładniejszy. Przecież. I jeszcze myśl odnośnie recenzowania używek. A co jeśli moje pióro jest felerne i bezpodstawnie je "zjadę", albo co jeśli ktoś kupi pióro zachęcony recenzją i jego pióro okaże się felerne? Cóż, powiem Wam jedynie, po odejściu od kasy, reklamacji nie uwzględnia się (Prawo Farmaceutyczne, Art. 96, Ust. 5).

mb22-01_zpslrhbqjfl.jpg

Posiadane przeze mnie pióro ma kolor czarny, ale były też bordowe i ciemnozielone. Może były i inne, ale te akurat widziałem i o nich tylko wiem. A co było a nie jest, nie pisze się w rejestr, jak śpiewała jedna piosenkarka. A może piosenkarz? Dawno to było, odrzutowce z Dęblina przechodziły w naddźwiękową nad Lublinem, zimy były mroźne a śnieżne. Ale do rzeczy. Pióro zatem jest czarne, a elementy metalowe złocone, z jednym wyjątkiem, o czym później, jeśli nie zapomnę. W każdym razie, kiedy się przyjrzymy, ujrzymy na ściętym, złotym pierścieniu jak na dłoni nazwę i model, to jest MONTBLANC 22. Swoją drogą, to to, że są dwa pierścienie na skuwce coś znaczy, ale nie wiem co. I nie piszcie, że nie, bo na pewno tak. Pióro wykonane jest z tworzywa zwanego "precious resin", podobno nie jest to ani żywica, ani nie jest wartościowa, ale jako tworzywo na pióra wieczne nadaje się świetnie. Jest dość odporne na zarysowania, pęknięcia chyba też (w normalnym użytkowaniu, jak mniemam), a ciekawą właściwością tego tworzywa jest to, ze nie podświetlone mocnym światłem, nie jest czarne, a ciemnobordowe. Coś jak filtr do fotografii w podczerwieni. Tworzywo owe stosowane było nie tylko przy produkcji piór montblanc, spotkałem się z nim i w pelikanie m250, i w kaweco v11, tak że tego.

mb22-02_zps8j4iepng.jpg

Kiedy ściągniemy skuwkę, ujrzymy grot, oraz okienko podglądu. Na zdjęciu ujrzymy też na kłobuku charakterystyczną śnieżynkę, znak rozpoznawczy firmy. Kłobuk skuwki nie jest idealnie płaski, jest bardzo mocno spłaszczonym stożkiem. Nie wiem po co Wam to pisze, ale dobrze żebyście wiedzieli, nieprawdaż.

Okienko podglądu atramentu wykonane jest z niebieskiego plastiku, który jest zdobny w nacięcia (od środka, w jaki sposób? później, później) oraz dwie niejednakowe obrączki. Obrączka od strony rączki jest złocona i ma postać bardzo krótkiej rurki. Obrączka od strony osadki, jako jedyna nie jest złocona, a chromowana i jest spłaszczona, tak że lekko wystaje ponad płaszczyznę osadki i okienka, dzięki czemu blokuje skuwkę.

Z osadki, elegancko przykryty, wystaje grot. Grot wykonany z 14-karatowego złota, jest lekko sprężysty, ale też bez przesady. W moim egzemplarzu ma tęgość OM, co z jednej strony jest przyjemne, ale z drugiej strony rodzi pewne nieprzyjemności. Ale o tym kiedy? Oczywiście później.

mb22-04_zps5dwqfzhj.jpg

Na tym zdjęciu widzimy, jak wygląda okienko. Zdawać by się mogło, że to jakiś rodzaj wielokąta, ale z zewnątrz czuć pod palcem, że jest to walec, a nacięcia są od środka. Albowiem okienko podglądu jest jakoby dwuczęściowe. Na stałe do rączki przymocowany jest walec, z błękitnego, przejrzystego tworzywa, w którym przemieszcza się tłoczek, zaś na ten walec nakłada się ów wielokrotnie nacinany walec, też barwy błękitnej. Dobra, wiem, że nie nacinany, iż to jest element wtryskiwany, ale taka litania poetyka. Słabo, bo słabo, ale widać też różnicę pomiędzy obrączkami, złotą i białą. Kłobuk leży poza głębią ostrości, ale co ma być widoczne, widać dobrze.

mb22-03_zpsewznv0ad.jpg

Przesunąwszy się wyżej widzimy grot. Jak pisałem zakryty i ze szlifem OM. Z tym szlifem to jest jazda, ale o tym może później.

mb22-05_zpsekriq81i.jpg

Koniec rączki zakończony jest pokrętłem tłoka, a samo pokrętło zakończone na końcu śnieżynką.

mb22-06_zps5tr8yule.jpg

mb22-07_zpswhmfgiov.jpg

Dobra, nadejszła wielkopomna chwiła, jak to powiedział Kazimierz Pawlak, czyli owo mitologiczne "później". Czyli grot. Jak wspomniałem grot posiada ziarno OM. Nic w tym niezwykłego, może poza tym, że firma montblanc ścina ziarna na ostro. Nie tak jak pelikan czy kaweco, których groty mimo skośnego ścięcia są dość wyoblone, nie, tu jest ostro jakby brzytwą solingeńską urżnął. Z jednej strony dobrze, bo dzięki temu widać lepsze zróżnicowanie kreski podczas pisania, ale z drugiej strony źle, bo trzeba pióro pod dokładnie określonym kątem i basta! I jeszcze jedno, nie każdy atrament pasuje temu montblanku. Aktualnie pióro napełnione jest atramentem Graf von Faber-Castell moss green i powiem Wam szczerze, że tak dawno, tak dużo niecenzuralnych słów, podczas pisania z mych ust nie padło. Nie wiem o co chodzi, ale wygląda to tak, że atrament nie zwilża ziarna i mimo idealnego ułożenia względem papieru, pióro na sucho się ślizga, nie stawiając żadnej kreski. Ja się pocę, wątek mi ucieka, bo muszę wracać myślą i poprawiać, wszystko nie tak przyjaciele. Ale już z atramentami J. Herbin współpraca układa się świetnie. Podobnież z diaminami.

Podsumowując, pióro jest bardzo ładne, jeśli napełnione czymś dobrym pisze dobrze, wygląda najlepiej ze wszystkich montblanków i je lubię bardzo. Szkoda, że nie mam takiego z grotem EF, no ale nie można przecież mieć wszystkiego.

Na koniec zdjęcie pióra w aerozolu i kilka suchych danych. Próbki nie będzie, bo ten atrament, który jest w środku mnie irytuje.

Tally ho!

mb22-aerozol_zpsgjeybh3w.jpg

Długość pióra zamkniętego: 129,4 mm
Długość pióra otwartego: 116,6 mm
 - nie icząc wystającej części grota: 109,4 mm
Długość skuwki: 61,3 mm
Średnica rączki (w najszerszym miejscu): 11,6 mm
Masa pióra pustego: 14,15 g
Masa pióra pełnego: 15,17 g

O Tadku, co kit łykał

Wpis pochodzi z forum, dlatego wstęp cokolwiek głupi i bez sensu, ale nie miałem pomysłu, jak go zmienić, więc wklejam całość w oryginalnym brzmieniu.

Pomimo miażdżącej fali krytyki, jaka na mnie spłynęła po wczorajszej recenzji, postanowiłem się nie poddawać i napisać recenzję jeszcze gorszą, to jest zawierającą jeszcze bardziej kontrowersyjne słownictwo, składnię, fleksję i apopleksję. Bo ja Was lubię, ale co to mnie obchodzi, co Wam się podoba. Jednemu się podoba pisać grotami o tęgości XF, a drugiemu BBC, i co zabroni kto? No!


W każdym razie siedziałem i dumałem o czym by tu dziś napisać. Wy już wiecie, przeczytaliście tytuł recenzji, ale ja nadal się waham. No ale niech będzie, że będę kontynuował sagę o czarnych piórach z wbudowanym tłokiem. Dlatego dziś spróbuję Wam przybliżyć postać pelikana m250, którego posiadam i który jest w moim posiadaniu, żeby nie było wątpliwości, że piszę o cudzym.


pm250-04_zpsvzfazqnz.jpg

Pelikan ów, z tego co podają annały, pochodzi prawdopodobnie sprzed roku 1997. Świadczyć o tym może kłobuk równy pozostałej części skuwki, bez żadnych wcięć, oraz znak firmowy na nim. I na grocie też, o czym za chwilę wspomnę ponownie. Tak czy siak, kiedy pióro jest ładnie oparte o olympusa xa, kształt kłobuka widzimy ino, ino. Lepiej widać charakterystyczną spinkę ukształtowaną na podobiznę dziobu pelikana. Czy właściwie pyska, bo tamuj ślipki jakowe migocą. Hmmm..., tylko że ptaki chyba nie mają pysków. No ale wiecie co mam na myśli, czy nie macie? Nie macie? Nieważne. Aha spinka wykonana jest z jednego znaczy kawałka metalu i jest dokręcana do skuwki właściwej kłobukiem, z wykorzystaniem wkładki skuwki. Wkładka ma duży gwint i małe ząbki, łatwo ją umiejscowić w skuwce, tyle tylko, że trzeba mieć długopis, z którego wyjmujemy wkład i nim przytrzymujemy wkładkę, podczas dokręcania kłobuka. Lecimy dalej, czyli w dół zmierzamy, czyli spadamy i widzimy dwa pierścionki nałożone. Cienki jest wąski i na nim nic nie ma, a na szerszym jest napis, a zasadniczo dwa. Jeden napis brzmi "PELIKAN", drugi "GERMANY". Dzięki czemu wiemy, że pióro już ze zjednoczonych Niemiec, przynajmniej administracyjnie. Dalej mamy kawałek czarnej nudy, z tym samym zastrzeżeniem co w przypadku montblanka, że to czarne, pod światło jest ciemnobordowe, takie oberżynowe nawet raczej. Kiedy skończy się nuda, dochodzimy do uskoku i wiemy już, że jesteśmy na pokrętle tłoka.


pm250-03_zpsmfinccgu.jpg

Po odkręceniu skuwki widzimy złoty grot, prawdziwie złotym a nie jakimś tam farbką modelarską pociągnięty. Musicie bowiem wiedzieć, ci którzy nie wiedzą, że tym się różnił model 250, od modelu 200, że miał złote groty. Taka namiastka suwerena. Jest to dla mnie zresztą dziwne, że w owych dniach M200 miał te same wymiary co M400. Ale wiedzę swą opieram na Internetach, a tu wszyscy kłamią, włącznie ze mną. Grot posiada na sobie wytłoczony znak producenta, w który wpisano próbę złota, oraz tęgość. Tu jest tęgość OB. Tęgo, nieprawdaż? Widzimy też znak na kłobuku. Ale na żadnym nie widzimy szczegółów, ale i o tym, nie bójcie się, pomyślałem, taki zaradny jestem.


pm250-05_zpseqjblbao.jpg

Czyli prawda, użyjcie wyobraźni, na znaczku widzimy pelikana w gnieździe, a właściwie pelikanicę, sukę pelikana, i dwa młode. Młode takie, że wyglądają jak kreski. Chyba zabiedzone. Tak czy siak, to nam wymusza datowanie pióra na lata przed rokiem 1997, iż wówczas jedno z pelikaniąt wyfrunęło z gniazda i ostało się jedno. Takie życie. Na powyższym zdjęciu widzimy także gratkę dla voyeurystów, to jest okienko podglądu atramentu. Chociaż nie, dla nich gratką, jest okienko w L2k. W każdym razie okienko w tym modelu jest szare, zaś w suwerenach było zielone. Robert będzie wiedział lepiej, ja dywaguję i zmyślam, a na dodatek jestem w błędzie.


pm250-06_zpsavi4tefz.jpg

Rzut oka na grot. Kurka wodna, źle żem ostrość ustawił, bo na ziarno, a po co komu ziarno na ostro? I jeszcze odblask na znaczku, więc nie wiadomo, czy było ich dwóch, czy nie. Ale resztę widać jako tako, a na dodatek znośnie, czyli że złoto 14 kt., albo 585 i że OB. Ciekawa jest to sprawa, że grot ten jest bardzo, ale to bardzo elastyczny. Niestety nie wiem, czy wszystkie groty z tamtego czasu były tak elastyczne, czy to wypadek przy pracy. To jest właśnie to, o czym pisałem wczoraj. Ktoś się zasugeruje, że napisałem, że tak jest, a jemu się trafi co innego. Dlatego jeśli ktoś z Was ma podobnego pelikana, ale z grotem i innej tęgości, niech piszę śmiało jak jest.


pm250-01_zpsaal0rjc2.jpg

pm250-02_zpsknk466gv.jpg

Na koniec zdjęcia ziarna. Jak widać gładkie, szerokie, zaokrąglone ze wszech stron, żaden tam kanciak jak w montblanku. Dzięki temu piórem pisze się łagodniej, ale zmienność kreski jest i jest dobrze zauważalna.

Ogólnie pióro fajne, tylko słabo się je czyści, bowiem w przeciwieństwie do montblanka 22 i innych, osadka stanowi jedną całość z rączką, a wykręcić można jedynie grot wraz ze spływakiem. Co więcej grot i spływak są połączone przy pomocy metalowego pierścienia, a próba rozłożenia tego na części pierwsze podobnież grozi połamaniem blaszek spływaka, czy też zbieraka. Podobnież z mechanizmem tłoka, lepiej nie wyjmować. Znaczy można, ale jest małe ale. Nie wiem jakie, bo w przeciwieństwie do zespołu grota, tej strony nie rozbierałem. Tak czy siak, jakby udało się Wam znaleźć pióro w dobrej cenie, o którą coraz trudniej, bierzcie i piszcie.

Na koniec dane techniczne i nieporadne kulfony, czyli tak zwana próbka pisma.

Długość pióra zakręconego: 127 mm
Długość pióra odkręconego: 121,5 mm
Długość rączki bez grotu: 102 mm
Długość skuwki: 59 mm
Średnica rączki: 12 mm
Masa pióra: 14,73 g (chyba pustego).



1024-pm250-prubka_zpss3besldg.png

Tally ho!

Wiek pary i atomu, ale przede wszystkim pary

Dawno, dawno temu, jakieś dziewięćdziesiąt lat temu ludzkość zachłysnęła się szybkością. Wszystko musiało być szybkie. Samoloty, pociągi, samochody.  W sumie tyle. A nie, motocykle też. A skoro było szybkie, musiało być opływowe. Prócz pojazdów, zaczęto ową opływowość wprowadzać do architektury i do wzornictwa przemysłowego przedmiotów codziennego użytku. Powstały przeto opływowe stacje paliw, opływowe bary, opływowe biurowce, opływowe radioodbiorniki, opływowe tostery, wiele opływowych innych rzeczy oraz, co interesuje nas najbardziej w sumie, opływowe pióra. Jakie? Ot choćby Parker 51 (1940), Sheaffer Triumph (1942), Moore Fingernib (1946). Pewnie znalazło by się więcej, ale tematem rozprawki nie jest dziś styl zwany po angielsku Streamline Moderne, a jedno z tych piór, a konkretnie:

Sheaffer Triumph Valiant #1250.

stv1250-01_zps2uvwsej9.jpg

Konkretnie dany model był produkowany w latach 1945 - 1947. Pióro było dostępne w czterech odmianach barwnych, w szare, zielone i czerwone paski oraz całe czarne. Pióra w paski były wykonane z celuloidu, zaś pióro czarne było wykonane z czegoś innego. Nieważne, wszak nie piszę o czarnym. 

stv1250-08_zpshspysuey.jpg

Posiadany przeze mnie egzemplarz, jak dobrze widać, jest w czerwone paski. Na skuwce nad spinką znajduje się biała, charakterystyczna kropka, która miała zaświadczać o najwyższej jakości i dozgonnej gwarancji. Czy jakoś tak. Spinka zamocowana jest tak jakby na stałe, a odgina się nieznacznie, tylko i wyłącznie swoim jestestwem, przez co trzyma bardzo mocno. Sami wiecie jak kto tak się trzyma. Skuwka zwieńczona jest metalowym pierścieniem, w którym od środka jest gwint mocujący zakrętkę na piórze. Ów pierścień jest dość szeroki, na tyle szeroki, żeby można było wygrawerować jakiś pamiątkowy przekaz myśli. Na przykład: trzydzieści rat bez oprocentowania. Bądź co bądź skok gwintu wynosi około 90 stopni. 

stv1250-05_zpsndiieaw7.jpg

stv-czb-11_zpsc4buiafe.jpg

Na rączce znajduje się oznaczenie producenta, adres zamieszkania, kraj produkcji oraz cena, która na owe czasy wynosiła 12,50$ Aha, cała rączka jest w pewnym stopniu prześwitująca. Ten pewien stopień to te paski pomiędzy czerwonymi pasami. Na powyższym zdjęciu widać takie zażółcenie pod napisem U.S.A., to to. Dzięki temu można było sprawdzić czy jest atrament w piórze. Mądrze!

Tu nie widać. Tu czarna dziura. A tam Gwiazda Śmierci. Imaginujecie sobie elementarz małego Luka Skywalkera? Musiałby brzmieć właśnie tak.

stv1250-02_zpswveiut06.jpg

Po odkręceniu skuwki, oczom naszym objawia się w całej okazałości grot typu Triumph. Został on zaprezentowany w roku 1942 (ponoć) i jest krokiem naprzód, jeśli chodzi o streamlining, w stosunku do Parkera 51. Przynajmniej moim skromnym zdaniem. Tam skromny grot został wstydliwie przykryty kapturem, tu błyszczy złotem w całej swojej krasie. 

stv-czb-02_zpsciv7nzcx.jpg

Na grocie znajdziemy informację, że gwarancja jest dana na całe życie, że wzór jest chroniony patentem, że wykonano w S.Z.A.P., a złoto jest próby 585, to jest 14 karatów. 

stv1250-06_zpsnedhunjd.jpg

Grot wykonywano w ten sposób, że adekwatnie wycięty kawałek złotej blachy zawijano i lutowano, czy też spawano. W każdym razie łączono trwale. Jak widzimy na powyższym fotogramie, blacha była dość gruba, przez to piórem pisze się gładko, ale twardo. I mokro. To tam takie, takie, to atrament. A im atramentu w piórze mniej, tym mokrzej. Prawdopodobnie wyjaśnia to jakieś prawo fizyczne, ale ja go nie znam, a i wzoru w zeszycie nie miałem zapisanego, więc na mię nie patrzcie.

stv1250-04_zpszpxficrp.jpg

Jak widać w owym modelu rączka też jest wykonana z pasiastego celuloidu, ale tu już niewiele widać, albowiem w środku jest czarny spływak w kropki bordo. Właściwie to nie wiem czy w kropki i czy w bordo, bo nie widać, ale czasem sobie fantazjuje, że tak jest. Na połączeniu osadki i rączki znajduje się metalowy pierścień, na który się nakręca skuwkę. Co prawda obszar ten jest poza głębią ostrości, ale nieco widać różnicę średnic. Cóż tak być musi, żeby z kolei zamknięte pióro tych różnic nie miało. 

stv-czb-10_zpsq4uvdhry.jpg

Grot jest właściwie dwukolorowy, podzielony wytłoczoną linią tak, że część od strony dziobka, ta rodowana, wygląda jak serce. Słodziutko, nieprawdaż? Otwór ulgi, zwany też otworem oddechu także ma kształt serca. Po prostu słodziak.

stv1250-10_zpstw9hqbpv.jpg

stv1250-11_zpsxuth5mmm.jpg

Nie wiem jakie oznaczenie ma grot, ale mój gust jest to takie solidne XF, takie jak współczesne nam japońskie F, może ciut cieńsze.

stv1250-12_zps9u2xymqf.jpg

Z profilu też ciekawie, tak... opływowo, jakby fala. Mówią, że ten kształt specjalnie, żeby po drukach samokopiujących można było pisać, ale hej! przecież w 1942 roku, kiedy powstał ten rodzaj grotu, druków takich nie było. No to powiecie, że przez kalkę. No to się prędzej zgodzę, ale czy na pewno? Uważam, że tak po prostu było bardziej symetrycznie i opływowo. Po prostu.

stv1250-09_zpsxizxvtwk.jpg

stv-czb-13_zpsm0mcbcci.jpg

Koniec pióra jest przeopływowy. Tak opływowy, że ciężko czasem schwycić. A schwycić trzeba, wszak koniec się odkręca w jakimś celu. A cel wiadomy: napełnienie pióra. W każdym razie ciężkość ujęcia tematu dłonią widoczna, lecz od czegóż zębiszcza w paszczęce. Czyjej? Nie wiem i może wiedzieć nie chcę. 

Kiedy już uda się odkręcić  końcówkę, można przystąpić do celu, do napełnienia pióra. Pióro przez producenta jest określane jako Plunger filler. Plunger to jest po naszemu przepychacz i tak to właśnie jest. Do nakrętki przymocowany jest stalowy pręcik, wchodzi on do wnętrza pióra, do jądra ciemności chciałoby się rzec, gdyby nie fakt, że jak pisałem pióro prześwitującym jest, a w środku zakończony jest podejrzewam gumową jakby uszczelką, albo jakim krążkiem gumowym. Ów gumowy element chodzi w te i nazad w zbiorniczku o przekroju okrągłym. Od strony osadki, czyli spływaka, czyli grotu, zbiorniczek nieznacznie się rozszerza, dzięki temu, kiedy chcemy napełnić pióro, zanurzamy grot w kałamarzu, wyciągamy pręt przepychacza, a następnie zdecydowanym ruchem wciskamy go na powrót. W węższej części zbiorniczka wytwarza się podciśnienie, które wyrównywane jest, kiedy przepychacz dotrze do części rozszerzonej. A czym jest wyrównywane i uzupełniane? Ano czernidłem z kałamarza. Takie to sprytne. Po napełnieniu nakrętkę zakręcamy i o niej zapominamy. Do następnego napełniania. Aha, grot jest tak wielki, a pióro tak grube (ponoć jest to największy powojenny model sheaffera, w co nie wierzę), że korzystanie z kałamarzy J. Herbin wymaga nie lada ekwilibrystyki i akrobacji na linie.

No dobra, więcej już nic mądrego nie wymyślę (ha, jaby to wyżej było mądre), dlatego podam kilka wymiarów i zakończę tę farsę. 

Długość pióra zamkniętego: 131,62 mm
Długość pióra otwartego: 113,16 mm
Długość pióra bez grotu, sam plastik: 91,08 mm
Długość pióra zadupkowanego: 149,13 mm
Długość skuwki: 62,15 mm
Średnica pióra: 12,08 mm
Średnica skuwki: 13,60 mm (kurczę, faktycznie skuwka nieco grubsza)
Masa pióra pustego: 19,07 g
Masa pióra pełnego: 20,40 g

stv1250-03_zpsmguwqcwb.jpg

stv1250-07_zpsdaf9q6b7.jpg

No to tyle. Tyle słońca w całym mieście, nie widziałeś tego jeszcze, popatrz, o popatrz...

sheaffer_valiant_vacfill_05_zpslhmpdjwv.

Niech Szmoc będzie z Wami!
Taly Ho! 

Aparat: Olympus OM-4Ti
Obiektyw: Elicar V-HQ (Super) Macro 1:2,5/90 mm
Film odwracalny barwny: Fuji Velvia 100F
Film czarno-biały: ADOX CHS 25 @ MyTol

wtorek, 28 października 2014

Miech który mierzy, czyli słów kilka o Zeissie Ikon Ikonta M

Dawno, dawno temu kupiłem od pewnego Chińczyka aparat Seagull 203. Aparat był w założeniu całkiem fajny, niestety Chińczyk trzymał go w piwnicy razem z maniokiem, czy jak się ichniejsze kartofle nazywają. W efekcie aparat przeżarty był przez pleśń. Wykwitów nie było widać, ale niestety nie funkcjonował jak należy. Plamka dalmierza zniknęła, migawka pracowała jak chciała, a samowyzwalacz już dawno oddalił się do krainy wiecznych fotograficznych łowów. Postanowiłem aparat odratować, ale naprawa okazała się być nieopłacalną. W zaistniałej sytuacji postanowiłem nabyć nowy aparat składany na film typu 120. Przeglądałem niemrawo portale aukcyjne tu i tam, kiedy kol. Pet napisał mi, że jest na RPA taki oto aparacik i podał adekwatny link. Wszedłem na stronę, na której był wystawiony rzeczony aparacik i niewiele myśląc nabyłem go dzięki opcji Kup teraz!

Ów wspomniany aparacik to Zeiss Ikon Ikonta M, o którym zgodnie z tym co napisałem w tytule, słów kilka Wam opowiem.
Aparat oznaczony symbolem 524/16 (łamane na 16 określa format aparatu, tj. 6x6) podobnież produkowany był w latach 1951 - 1955, co wydaje mnie się okresem dość krótkim, ale niestety ani dokładnego potwierdzenia, ani zaprzeczenia, że było inaczej nie znalazłem. Więc przyjmuję, że tak było. Aparat we wcześniejszym okresie produkcji miał oznaczenie handlowe Zeiss Ikon Ikonta III, a znany jest też jako Ikonta 3, Ikonta Mess.





Aparat był sprzedawany razem z eleganckim skórzanym futerałem w kolorze brunatnym. Na klapie futerału znajdziemy znak firmowy Zeiss Ikon. Futerał mocowany jest do aparatu wkrętem z gwintem 1/4''. Gwint o tym samym wymiarze znajduje się od spodu śruby mocującej, dzięki czemu kiedy chcemy aparat przykręcić do statywu, nie musimy wyjmować go z futerału.




Klapa futerału zamykana jest na zatrzask. 




Pod klapą znajdziemy pełną nazwę producenta, tj. ZEISS IKON A.G. STUTGART-GERMANY, oraz numer katalogowy futerału, tj. 1231/16. Patka zamykająca klapę przykrywa okienko podglądu numeru klatki. W razie gdybyśmy zapomnieli zamknąć zasuwkę, patka będzie chronić w jakimś stopniu okienko, przed promieniami słonecznymi.




Przesuwając zasuwkę widzimy, że wypstrykaliśmy w oszałamiającym tempie trzecią klatkę z dwunastu. Aha, znajdziemy tu tylko jedno okienko, bowiem w przeciwieństwie do wspomnianego seagulla, ikonta M rejestruje obraz wyłącznie w postaci kwadratu. 6x6. Przypominam, gdyby kto zapomniał.




Wyjąwszy aparat z futerału oczom naszym, oprócz marki i modelu, ukazują się trzy okienka, dwa pokrętła, dwa przyciski i jedne sanki. Środkowe okienko to okienko celownika. Boczne okienka, to okienka dalmierza.




Wciskając przycisk znajdujący się na obudowie, po lewo od sanek, kiedy patrzymy tak, jak normalnie się na aparat patrzy, zwalniamy blokadę klapki skrywającej tajemnicę w postaci miecha, zakończonego obiektywem zamocowanym w migawce PRONTOR SVS. Obiektyw w tym przypadku to Novar-Anastigmat, o ogniskowej 75mm i otworze względnym f=3,5. Bywały jednakowoż przypadki, że aparat był wyposażony w ten sam obiektyw, ale zamontowany na migawce PRONTOR-SV (tylko Ikonta III), oraz w obiektyw Zeiss Opton 3,5/75 (Tessar) w migawce Compur Rapid. Uprzedzając, migawka ta posiadała najszybszy czas 1/500 sekundy, w przeciwieństwie do Prontora, który posiadał najszybszy czas 1/300 sekundy.




Począwszy obserwację tyłu aparatu widzimy to co wcześniej, plus dwa wizjery. Patrząc w okrągły wizjer, patrzymy na dalmierz, patrząc w kwadratowy, patrzymy na celownik. Dalmierz w tym aparacie nie jest sprzężony z obiektywem, dlatego ustawiwszy odległość przy użyciu pokrętła znajdującego się po prawej stronie obudowy, należy tę odległość przenieść na obiektyw. Nie jest to procedura najszybsza, ale do wakacyjnych pstryków w zupełności wystarczy. Pokrętło po lewej wykorzystujemy aby przetransportować film do następnej klatki. Muszę Wam zdradzić że taki rozmieszczenie pokręteł nieco mnie irytuje, bowiem w innym aparacie, który mam, i do którego się przyzwyczaiłem, jest odwrotnie, pokrętło dalmierza z lewej, pokrętło transportu po prawej. Czasem zdarza się, że kiedy fotografuję Ikontą, przenoszę nawyki z Bessy Meßsucher i zaczynam kręcić lewym pokrętłem, myśląc że to dalmierz, ale nie. To przewijanie i zanim się zorientuję, przewinę o jakiś centymetr. tragedii nie ma, ale niesmak pozostaje.




Tu zasuwka odsunięta. Widzimy klatkę trzecią. Coś jak piętro trzecie, o którym rapował Kazimierz w utworze na mojej ulicy

Nie wspomniałem jeszcze, że na pokrywie komory filmu ukryły się napisy informujące nas, że producentem jest ZEISS IKON ze STUTTGARTU, i że aparat jest MADE IN GERMANY. To podają w okolicach okienka podglądu, a oprócz tego, po lewej stronie jest podane oznaczenie modelu, tj. numer 524/16, po prawej przy zawiasie jest z kolei numer seryjny, którego Wam nie podam, bo nie.




Patrząc od góry na aparat, na obudowie ciała aparatu widzimy po lewo pokrętło przewijania filmu, jak to w aparatach na film zwojowy, ciągle do przodu, kierunek obrotu wskazuje strzałka, tylko nie wiem po co, bo kręcić w przeciwną stronę i tak się nie da. To chyba dla Amerykanów, innego wyjaśnienia nie widzę. Wewnątrz kołowa karciocha pamięciochy. Można sobie dla lepszej pamięci ustawić czułość filmu jaki mamy w aparacie, oraz jego rodzaj. Mamy trzy skale numeryczne w stopniach DIN. Dla negatywu kolorowego (COLOR w czarnym polu), dla diapozytywu kolorowego (COLOR na srebrnym polu) i dla negatywu czarno-białego (to chyba tam gdzie jest oznaczenie /10° DIN). Na środku, na obudowie zespołu celownika widzimy przycisk zwalniający pokrywę obiektywu i sanki akcesoriów, w domyśle lampy błyskowej. Aha, podczas otwierania aparatu należy przechylić go nieco do przodu, wówczas miech sam się rozłoży. Niepochylenie będzie skutkować nierozłożeniem. Po prawej stronie znajduje się pokrętło dalmierza z naniesioną skalą odległości, obok niego spust migawki z gwintem wężyka spustowego, oraz tajemnicze okienko. To tajemnicze okienko, mrugające do nas aktualnie czerwonym celuloidem informuje, że film jest przewinięty do następnej klatki, w związku z czym można naciągnąć, a w efekcie wyzwolić migawkę. Znaczy pokazuje, że spust migawki nie jest zablokowany. W momencie wykonania zdjęcia okienko zakrywane jest adekwatną blaszką, znaczy jest blokada. Wówczas mimo naciągnięcia migawki zdjęcia nie wykonamy, bowiem spustu nie wciśniemy. Ażeby odblokować, trzeba przewinąć. I tak dwanaście razy, aż po sam filmu kres.

Patrząc wyżej, czyli do przodu aparatu widzimy migawkę PRONTOR-SVS z zaznaczonymi przysłonami (3,5 - 4 - 5,6 - 8 - 11 - 16 - 22 - 32), czasami otwarcia migawki (B - 1 - 2 - 5 - 10 - 25 - 50 - 100 - 300), przełącznikiem z trzema kolorowymi kropkami, oznaczonymi V - X - M, oraz gniazdko PC, do którego podłącza się lampy błyskowe. Na samej górze, która właściwie jest początkiem aparatu, widzimy skalę odległości. Obiektyw, po odczytaniu odległości z pokrętła dalmierza, ustawiamy na znacznik znajdujący się po prawej stronie wartości odległości. Coś bez sensu mnie to wyszło, ale właśnie tak ustawiamy. W migawkach PRONTOR-SV i PRONTOR-SVSi czas otwarcia migawki można nastawiać zarówno przed jak i po naciągnięciu tejże. W przypadku migawki COPMUR RAPID nie należało przełączać na czas 1/500 sekundy po naciągnięciu tejże. Inne czasy można było zmieniać. Tylko tego jednego nie, gdyż jak się można domyślić prowadziło to do uszkodzenia mechanizmu migawki.

Aha, jak widać przy przysłonie f/11 (nie jest to dokładnie ta przysłona) i przy odległości 15m (nie jest to dokładnie ta odległość) znajdują się czerwone kropki. W ten sposób producent oznaczył odległość hiperfokalną, co znaczy, że po ustawieniu znaczników przysłon i odległości na czerwone kropki otrzymamy ostre zdjęcie w zakresie od ca. czterech metrów (trzynaście stóp) do nieskończoności.




Od spodu dno. Widzimy wspomniany przy innej okazji gwint 1/4'', który służy do mocowania futerału do aparatu, a tego samego do statywu. Po bokach guziki, które odciągnąć należy podczas zakładania, tudzież zdejmowania szpul z filmem lub bez.




Patrząc lewym zezem widzimy lekko wystającą blaszkę, która stanowi zamek komory filmu. Na obudowie migawki widzimy z kolei wspomniany trójkolorowy przełącznik. Pozycję V ustawiamy kiedy chcemy użyć samowyzwalacza. Naciągamy wówczas migawkę jak zwykle, wciskamy spust jak zwykle, a le migawka nie zostanie wyzwolona jak zwykle, tylko z około dziesięciosekundowym opóźnieniem. Jak ktoś szparki, to ze sto metrów zdoła się oddalić od aparatu. A nie? Nastawę M wybieramy z kolei, kiedy chcemy użyć lampy spaleniowej, a X kiedy chcemy użyć lampy elektronicznej. W normalnym użytkowaniu aparatu zalecano ustawić wybierak na pozycji X. Z tej pozycji widzimy na obudowie migawki skalę głębi ostrości. Umiejscowienie jak by nie patrzeć wielce niefunkcjonalne, ale widać nie mieli pomysłu na inne jej umiejscowienie. A niesłusznie, bo taka skala w Bessie znajduje się na pokrętle dalmierza i tam się sprawdza.




Tu nic nowego. Co najwyżej nie wspomniany wcześniej przeze mnie naciąg migawki, który znajdziemy nad trójkątem oznaczającym ustawioną na obiektywie odległość. W cieniu skryło się jeszcze jedno logo ZEISS IKON. Umieszczone jest ono na metalowym wysięgniku, mechanizmu składania i rozkładania pokrywy aparatu. Podobny jest z drugiej strony i jest podobnie niewidoczny na zdjęciu. Ale czemu o tym wspominam? Otóż w ten sposób projektant oznaczył miejsce, w którym należy przyłożyć wektor siły, aby schować obiektyw i cały aparat skrzętnie zamknąć. Aparat dodatkowej blokady wyciągu miecha (tak jak np. Bessa) nie posiada.




Taki oksymoron, dalmierz z bliska. Swoją drogą strasznie metalowe słowa, dzyń, dzyń. Blokada zdjęta, naciągać i wykonywać.




Tak wygląda komora filmu w stanie pobudzenia miecha. Miech pobudzony do działania, my też zakładamy szpulę z filmem z prawej strony, z lewej zakładamy szpulę odbiorczą i nawijamy. Zamykamy, pstrykamy, przewijamy, otwieramy, zmieniamy. I tak odwieczny cykl natury. Wąż pożerający własny ogon. Armageddon. Nie, apokaliptyka!




Dwa pokolenia patrzą na Was z tego zdjęcia. Po prawej przedwojenna Bessa Meßsucher (1938 r.), po lewej powojenna Ikonta M (1955 r.). Jak by nie patrzeć, widać różnicę kadru.Bessa to format 6x9, Ikonta 6x6. Bessa z wkładką robiła też format 4,5x6, ale po więcej szczegółów odsyłam do adekwatnej recenzji, jeśli takowej jeszcze nie czytaliście.




I to by było wszystko co Wam chciałem napisać o tym aparacie. Podsumowania nie będzie. Dam za to na pocieszenie kilka kadrów aparatem tym wykonanych:

ORWO NP20 w Ultrafinie Plus




 














Kodak Ektar 100 w Tetenalu Colortec C-41 (VueScan, negfix8, gimp 2,8):



Tally ho!