środa, 22 stycznia 2014

OM NOM NOM, NO!

... No zdenerwowałem się. Już dawno się tak nie zdenerwowałem. Ale jak się nie zdenerwować, kiedy rzucają na mnie kalumnie i jeszcze sobie podśmiechujki robią, że to niby z przymrużeniem oka. A niech sobie mrużą na zdrowie. Co mi tam. są gorsze sprawy, na przykład uszkodzenie emulsji na gotowym powiększeniu. To denerwuje bardziej.

... No ale co dzisiaj? Ano dzisiaj klepnę sobie, odwlekaną już jakiś czas, recenzję olympusa OM-4Ti. Najbardziej zaawansowanej puszki z serii OM, a przy okazji ostatniej w rodzinie. Nie będę przytaczał suchych danych technicznych aparatu, bo to bez problemu znajdziecie na przykład na tej stronie. Nie będę też opisywał, jak stałem się posiadaczem tego cudeńka, bo to też oczywiste. No może oprócz tego, że trochę obraziłem Anglika, od którego kupiłem aparat. Ale w sumie niegroźnie i niechcący w sumie. Samo wyszło. Ciekawsza by była odpowiedź na pytanie "dlaczego?", ale odpowiedzi na to pytanie nie znam, więc nie odpowiem. Więc co będę tu czynił? Ano będę opisywał aparat najlepiej jak potrafię.

Fig. 1 Mordka z prawej

... Aparat dotarł do mnie w stanie niemalże miętowym, dzięki temu spod czarnej farby prawie nie widać tytanu. Obciach byłby to straszny, gdyby było widać. Każdy bowiem szanujący się fotograf wie, że spod czarnej farby ma być widoczny tylko i wyłącznie mosiądz, a nie jakiś tytan. Jeszcze kto pomyśli, że to amelinium, i co wtedy. A że to tytan mówi nam dobitnie dopisek za oznaczeniem modelu, czyli OM-4 Ti. Ale co poza tym? Poza tym widzimy na ściance bocznej gwint, który służy do mocowania tak zwanego uchwytu akcji. Pod oznaczeniem modelu widzimy elektroniczny samowyzwalacz z diodą informującą o jego działaniu. Ta sama dźwignia użyta w drugą stronę wyłącza potwierdzenie dźwiękowe wszystkich czynności. Bardzo dobra jest to opcja, kiedy nic nie piszczy i nie pika. Nie dobre jest, że dźwignia musi być w tej pozycji przez cały czas, inaczej aparat znów zaczyna nadawać, niczym J-23. Tak czy siak, aby włączyć samowyzwalacz, należy podnieść nieznacznie dźwignię i przesunąć ją w prawo. Po naciągnięciu migawki należy wcisnąć spust migawki, która nie otworzy się natychmiastowo, a dopiero po ca. dwunastu sekundach. W międzyczasie aparat podniesie lustro, zacznie błyskać diodą, a także wydawać odgłos. Nad oznaczeniem modelu widzimy dźwigienkę obrotową z napisem CLEAR. Odpowiedzialna jest ona za kasowanie pamięci pomiaru. Na prawo od oznaczenia modelu, na obudowie mechanizmu wyboru czasów widać guzik (widać słabo, bo mi low-key wyszedł w tym miejscu), którego zadaniem jest włączenie podświetlenia wizjera, kiedy zmierzcha. Normalnie bowiem podświetlenie wyświetlacza w wizjerze jest naturalne, przez światło wpadające przez okienko z mlecznego plastiku, które znajduje się nad nazwą firmy na obudowie pryzmatu. Podświetlenie działa kilkanaście sekund, później samoczynnie się wyłącza, żeby nie konsumować baterii. Dodatkowo widzimy pierścień nastaw czasów otwarcia migawki, w charakterystycznym dla serii OM miejscu, tj. na obudowie mocowania obiektywu. Kto ma ten zna i ceni to rozwiązanie. Kto nie ma i nie zna, ten się pewnie dziwi i zastanawia, jak tak można. Migawka w tak zwanym trybie ręcznym otwiera się w zakresie 1s - 1/2000s, plus B. W trybie automatycznym z pomiarem centralnie ważonym czas otwarcia wydłuża się do 60s, a w przypadku pomiaru punktowego czas ten wyniesie aż do 240s. Aha, tego za bardzo nie widać, ale na pierścieniu, między czasem 1s, a reżymem B jest zaznaczony czas 1/60s, czas pełnego otwarcia migawki, który to czas należy wybrać podczas fotografowania z lampami błyskowymi w trybie normalnym. Widzimy też przycisk podglądu głębi ostrości, ale on częścią obiektywu jest, a nie omawianego pudełka.

Fig. 2 Mordka z lewej

... Kiedy obrócić aparat, widać co innego. Na dole widzimy niewidoczny przycisk odblokowujący reżym B. Guzika nie widać, bo maciupci, ale widać napis o tym informujący, czyli B LOCK. Obok napisu, na obudowie widać zakapslowane gniazdo synchronizacji lampy błyskowej. Jakie to jest dokładnie gniazdo? Przyznaję że nie wiem, bo nie zaglądałem. Drugie gniazdo synchronizacji znajduje się na górze. Niestety nie mam zakrętki, ale za to wiem, że to jest gniazdko przenoszące pomiar OTF (off the film) do lampy błyskowej. Widzimy też dość dokładnie na obudowie pryzmatu, tuż pod sankami lampy błyskowej, pokrętło korekcji dioptrycznej wizjera. Nie trzeba kupować dodatkowych soczewek, ot! wystarczy pokręcić i tyle. Z tej strony na obiektywie znajduje się przycisk zwalniający blokadę, dzięki czemu obiektyw można zdjąć, celem schowania tego, a założenia innego.

Fig. 3 Mordka z przodu

... Od przodu widać to co już opisane, aczkolwiek pojawiła się strzałka nie wspomniana wcześniej. dokładnie nad literą T widać strzałkę, obok której znajduje się napis MEMORY. Bowiem przekręcając dźwignię w prawo kasujemy pamięć pomiaru, a przekręcając w lewo pamięć tę uruchamiamy. Nie wiem jak mogłem o tym zapomnieć, przecież na bank tego używałem. Jak pragnę podskoczyć.

Fig. 4 Mordka brakiem obiektywu rozdziawiona

... A kiedy zdejmiemy obiektyw, oprócz oczywistej kropki pozycjonującej obiektyw podczas jego zakładania, widzimy lustro z wzorem jakimś. Ten wzór i cień do tego, to ewidentny ślad lustra pod lustrem, które to lustro kieruje część światła do czujników światłomierza w komorze lustra. Nie chcę za bardzo wchodzić w tematy techniczne, bo to nie moja działka. Także tyle musi Wam wystarczyć.
Fig. 5 Plecy aka. karciocha pamięciochy

... Z tyłu nie ma nic. Plecy, kieszonka na kartę pamięci. Jednym słowem banał.

Fig. 6 Plecy wydekoltowane szmatki wyeksponowanie

... W środku też niewiele, tu dynks zwijania powrotnego, tam szpule nawijania, migawka między nie. Do tego kontakt dla ścianki danych (RECORDATA BACK 4). W sumie nic szczególnego. A! wizjer. Wizjer wielki niczym telewizor rubin, jakim go zapamiętałem, do póki nie spłonął. Wizjer wielki, jasny. Bardzo przyjemny. W wizjerze widać w postaci drabinki czas wybrany przez aparat w trybie AUTO, widać drabinkę zastępującą wskazówkę dla trybu MANUAL. Widać pamięć pomiaru w postaci kropek nad drabinką, widać informacje wszelakie. Można osiwieć, albo wyłysieć. Ja wyłysiałem, więc coś musi być na rzeczy. Nie zmyślam. Wyświetlacz włącza się po lekkim ciśnięciu spustu, a nieużywany wyłącza się po jakimś czasie. Jakim? Nie wiem, nie mierzyłem. Przepraszam. Aparat domyślnie kupowało się z matówką z klinem i rastrem, ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby matówkę wymienić. A wymienić można było na bodajże czternaście innych matówek. Czystych, z liniami, ze skośnym klinem, do wyboru do koloru, że tak powiem.

Fig. 7 Kotka i jej rozgrzany dach

... Patrząc na to zdjęcie i myśląc jak to opisać, tracę resztę włosów. Tyle tu tego. szkoda gadać.

... Ale nie ma się co cackać. Kiełbachy do góry i od lewej mamy: pokrętło nastaw czułości filmu, ze skalą kompensacji ekspozycji. Aby ustawić czułość, pierścień lekko unosimy i kręcimy, aż w okienku w którym teraz widzimy liczbę 100, pojawi się ta, której pragniemy. Czułość można ustawić w zakresie od 6 do 3200ASA. Po ustawieniu czułości pierścień opuszczamy na miejsce i tak ustawiamy koło, aby skala korekcji miała zero na równi ze znacznikiem. Jest to o tyle podchwytliwe, że zera nie ma. pierścień korekcji jak widzimy funkcjonuje w zakresie od -2 do +2EV, a skok jego wynosi 1/3EV, czyli 1°DIN. Z pierścienia nastaw czułości, wystaje korbka zwijania filmu, a na prawo od tegoż pierścienia widzimy przełącznik wyboru reżymu pracy, albo MANUAL, albo AUTO, innej opcji nie ma. Chyba że ktoś poważnie traktuje BATTERY CHECK. Jego sprawa w sumie. 

... Na obudowie pryzmatu wspomniane pokrętło korekcji dioptrycznej i wspomniane sanki lampy  błyskowej. Na sankach pięć kontaktów, jeden centralny, dwa od trybu szybkiego (dla lampy F-280 1/60 - 1/2000s), jeden od kontroli mocy. Jeden zostaje niewiadomą, mówi się trudno, a karawana jedzie dalej. 

... Przeskoczywszy pryzmat mamy kilka guzików i diodę. Na przykład H.LIGHT i SHADOW. A potem SPOT. Ostatni służy do punktowego mierzenia światła. W wizjerze pojawi się tedy napis SPOT, a zmierzona wartość zostanie objawiona w postaci diamenciku nad drabinką czasów. Po wykonaniu zdjęcia pomiar zostanie skasowany. Możemy też go skasować, przekręcając w prawo dźwignię opisaną w trzecim akapicie, która tu jest widoczna w postaci dzyndzla nad spustem migawki. W rzeczywistości, to dzyndzel jest pod, ale w tym przypadku  jest nad. Można równie dobrze poczekać 120 sekund, też się skasuje pomiar. Ale komu by się chciało tyle czekać? Pomiarów punktowych można wykonać do dziewięciu, aparat je zachowa w swej pamięci i co więcej obliczy średnią. Dwa pozostałe przyciski służą po temu, żeby po zmierzeniu punktowym światła białe było białe (H.LIGHT), a czarne - czarne (SHADOW). Pamięć jest podobnie traktowana, jak w przypadku zwykłego pomiaru punktowego. Aha, po popchnięciu pypcia w lewo, w kierunku strzałki MEMORY, blokujemy pamięć pomiaru, dzięki czemu nie jest ona kasowana po wyzwoleniu migawki. W ten sposób możemy wykonać kilka zdjęć, które później łączymy w fototapetę, lub inną panoramę. Albo po prostu możemy przekadrować, o pomiar się nie martwiąc, wszak zapamiętany. O spuście wspomniałem, to ten z gwintem wężyka spustowego. Pod nim, przycisk z literą R, który umożliwia zwinięcie filmu. Dalej dźwignia naciągu migawki i na końcu aparatu licznik klatek. Licznik kasuje się po otwarciu pokrywy komory filmu, klasyka do bólu. Aha, łącząc działanie guzika R, korbki zwijania powrotnego i dźwigni naciągu migawki, możemy dokonać sztuki wielokrotnej ekspozycji.

Fig. 8 Dno
... Patrząc od spodu na aparat widzimy zakrętkę sprzęgła napędu (MOTOR DRIVE 2), zakrętkę komory baterii (2x SR44 lub 2L76), widzimy gwint statywu, styki do wspomnianego napędu oraz sprzęgło zwiania filmu, które możliwe jest tylko z napędem nr 2 (MOTOR DRIVE 2, WINDER 2 nie ma takiej możliwości). I tyle, tak to wygląda.

... Czyli wiemy jak wygląda, a jak działa? Jak cudo. Jak połączenie tradycji, z nowoczesnością. Ten aparat to (gdyby mógł chodzić rzecz jasna) chodzący slogan Japonii. Pomiar mierzy tam gdzie należy. Naciąg naciąga, niczym esencja herbaciana. Przez wizjer widać to co widzieć należy. Ja wiem, że to nic nie mówi, ale w sumie co tu mówić. Tu do gadania nie ma wiele, trzeba brać aparat do torby, torbę na ramię i fotografować. Tylko aplauz i akceptacja. Nie ma co nawet przykładowych zdjęć dawać. Przecież i tak wiem, że mi nie uwierzycie.

... Także kłaniam Wam się w pas, pozdrawiając starosłowiańskim:
... Tally Ho!

3 komentarze:

  1. Pyszna recenzja, aż nabrałem apetytu na jakiegoś OM (żadnego dotąd nie miałem). Masz lekkość pisania muszę przyznać, może książkę napisz :) Ubawiłeś mnie tą kieszonką na kartę pamięci na pleckach :)
    A na poważnie - gdybyś miał polecić coś na początek z OM, to byłaby to ta hiper/super maszyna, czy coś prostego, manualnego? Zaznaczam, że lubię trochę elektroniki w aparacie (działam na F100).
    Aha! Jakim sposobem obraziłeś Anglika? Pozdrawiam. Wojtek (wosk).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o hai!
      zależy na czym Ci zależy w przypadku aparatu. pokrótce to patrząc na jednocyfrową serię OM mamy tak, pod kątem informacji pomiaru w wizjerze:
      - OM-1 - wskazówka +/-;
      - OM-2 - drabinka czasów lub wskazówka +/-, korekta EV (±);
      - OM-3 - właściwie nie wiem, bo nie miałem w rękach, ale chyba będzie podobnie jak w OM-4;
      - OM-4 - drabinka czasów, wskaźnik +/-, korekta EV (±), pomiar punktowy, HI.LIHGT, SHADOW.
      związane jest to wraz z rosnącą liczbą funkcji aparatu.
      jeśli stawiasz na klasykę w pełni mechaniczną, to zostaje OM-1n, on baterii potrzebuje tylko do światłomierza, migawka pracuje mechanicznie. jeśli dopuszczasz możliwość korzystania z automatyki, no to już będzie OM-2n (ten model opisałem w tamtym roku, musiałbyś poszukać), a jeśli chciałbyś mieć to,do czego przyzwyczają nowoczesne lustrzanki, no to zostaje tylko i wyłącznie OM-4Ti. nie wypowiem się o OM-3Ti, bo z nim nie miałem styczności. aha, dlaczego Ti? dlatego że z tytanu? nie, otóż OM-3 i OM-4 miały coś niedopracowanego w układzie elektrycznym i mimo zasilanie samoczynnie się wyłączało, aparat nadal konsumował baterię, tak że w ciągu tygodnia było po baterii. w modelach Ti tego mankamentu nie ma. niby można by było wyjąć baterię, ale nie zawsze się o tym pamięta. a jak się zapomni na jakiejś wyprawce, wtedy klops. szwedzki, z ikei, jak jest blisko, a jak nie to kiszka.
      tak czy siak. ja najpierw kupiłem od kolegi z KOREX'u OM-20 (OM-G), model "amatorski". był fajny, ale to nie było to do końca. więc kupiłem na ebay.co.uk srebrnego OM-2n, potem kupiłem od Cichego Roberta czarnego OM-2n. i to by mi w sumie wystarczyło, ale wypatrzyłem na w/w serwisie aukcyjnym czarnego OM-4Ti w dość dobrej cenie wywoławczej, która za bardzo nie skoczyła i tak właśnie. aparat na prawdę jest super hiper. możesz lecieć trybem bezmózga (priorytet przysłony), możesz ambitnie samemu nastawiać, masz dokładny pomiar centralnie ważony, punktowy, normalnie nic tylko fotografować. no, niektórzy powiedzą, że zuiko to nie zeiss, no ale co z tego? ja powiększeń 50x60 nie robię, więc...
      aha, poszczególne modele możesz porównać tu: http://ompl.org/body,om-om , ale nieważne który kupisz, i tak powinien Cię usatysfakcjonować, byle był jednocyfrowy.
      pozdrawiam
      Piotrek

      Usuń
  2. Dzięki za kolejne wskazówki - jakoś nie widzę tu opcji powiadomień o odpowiedzi, a szkoda.
    Wygląda na to, że mi również odpowiadałaby najbardziej wypasiona wersja (OM-4Ti), nawet zapuściłem już sieci na Ebay. Ale nie gorączkuję się już jak kiedyś przy zakupach foto, poczekam cierpliwie na swoją okazję :) Ciągle jestem jednak ciekaw jak obraziłeś tego Anglika? Rozbudziłeś moją ciekawość ;) Pozdrawiam. Wojtek

    OdpowiedzUsuń