poniedziałek, 10 lutego 2014

Autostradą do piekła

  Mówią, że ciekawość to pierwszy krok do piekła. A ja Wam mówię, że jeśli to jest piekło dla perfekcjonistów to gotów tam jestem pojechać choćby i autostradą.

  Ale właściwie o co chodzi? Ano na forach pojawiają się pytania: z czym to się je? Czym popija? Czym zakąsza? Prawdę powiedziawszy nie wiem i wiedzieć nie chcę. Ale ostatnio coś mnie tknęło i postanowiłem sam się dowiedzieć, kiedy jeden z kolegów spytał o protopana 400. 

  Kupiłem zatem na dobry początek cztery rolki małego obrazka. Kiedy film dotarł, oczom mym ukazała się kaseta po jakimś nie wiadomo czym, z naklejoną etykietą protopan 400. Oprócz informacji, że film jest czarno-biały i że ilość filmu zwinięta w kasecie pozwala wykonać 36 ekspozycji, nie znalazłem na niej nic więcej godnego uwagi. Ale co tam. jak testować, to testować. 

  Korzystając zatem z wolnej soboty, a właściwie wolnego sobotniego popołudnia, załadowałem filmem olympusa OM-2n, nakręciłem pierścienie pośrednie vivtara, na to założyłem zuiko 3,5/50 macro, całość na sanki, a sanki na statyw i rozpocząłem polowanie na makro kadry. Aha, ma się rozumieć, że na aparacie nastawiłem 400ASA, żeby nie było. Pierwsza klatka, druga taka sama tylko +1EV i trzecia +2EV. pstrykam, pstrykam. Nagle! Śmieszna sprawa, aparat nie reaguje na zmianę przysłony. Myślę, pewnie baterie kupione za darmochę w hipersupermegamarkiecie słabują, ale nie, nie słabują. Zmiana na inne baterie, to samo. Przepuściłem tak chyba z dziesięć klatek i wtedy tknęło mnie, żeby sprawdzić pierścienie. I znalazłem winowajcę. Jeden z pierścieni miał zgięty popychacz, który jest odpowiedzialny za przenoszenie wartości przysłony do pudełka. Po wyprostowaniu popychacza kombinerkami praca aparatu wróciła do normy, a ja wróciłem do zdjęć. Film skończyłem, zwinąłem i popełniłem, jak się później okazało, pierwszy, lecz czy nie ostatni, kardynalny błąd. Wyjąłem film w świetle. Co prawda stałem plecami do okna, osłaniając aparat swem ciałem, ale na niewiele się to zdało. 

  Mając naświetlony film, należało go wywołać. Na cyfrowej prawdzie, dla tego filmu są czasy dla wywoływaczy, których albo nie mam, albo nie używam, bo rodinal. Dlatego postanowiłem eksperymentalnie wywołać go w moim zmodyfikowanym id-68, który dla prostoty nazywam id-68plus, albo id-68mod, albo id-68+. Modyfikacja opiera się na zwiększeniu dwukrotnym ilości fenidonu z 0,13g do 0,26g i bromku potasu z 1g do 2g. Jako że czasu nigdzie nie mogłem znaleźć, założyłem, na podstawie innych filmów, że powinno wystarczyć 12 minut w 20 st. C. Czy wystarczyło? To się miało okazać po około dwudziestu minutach. Ale zanim wlałem wywoływacz, postanowiłem zgodnie z katolickim zwyczajem, poddać film płukaniu w wodzie czystej, kranowej i zdrowej. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy z koreksu wylałem wodę w kolorze zeszłorocznego śniegu, nieprzyzwoicie czarnego. Drugie płukanie i woda wylewa się błękitna. "Hmmm..." - myślę, wygląda znajomo, przeszukałem szybko notatki i myślę, że te dwanaście minut, faktycznie powinno być OK. Tym bardziej, że ilford i protopan w jednym stali koreksie (co ma do rzeczy ilford nie wiem, nie pamiętam, nie znam się, może razem wołałem?)... Tak czy siak, dwanaście (a właściwie 13'30'' bo woda miała 19*C) minut wołania, przelanie szybkie wodą i trzy minuty w zasadowym przerywaczu Moersch'a, płukanie metodą ilforda i wyciągamy, znaczy ja wyciągam, ale myślę, że opis tak poetycko malarski, że czujecie się jakbyście tam byli ze mną. Czujecie? To nie ja, jakby co. Jakie pierwsze odczucia? Nie dość że maska błękitnawa, a podłoże liche, to na dodatek wyszło słabo, to znaczy cienko. Wniosek, albo następnym razem palić na 200ASA, albo wołać dłużej. Aha, jak cienko? Ano tak, że musiałem powiększać przez filtr nr 5., żeby coś strawnego uzyskać. Poniżej skany negatywu.





  Wierzcie, albo nie wierzcie, ale tu aparat robił na pałę. Dopiero za chwilę miałem się opamiętać. 


  A za tą tapetą, to wierzcie mnie, lub nie, ale zjeździłem cały Rzeszów i bliższe okolice. 




  Film nie dość, że niebieskawy, to jeszcze na podłożu PET, albo na czymś podobnym (nie wiem, nie robiłem próby spaleniowej, ale zrobię, bo mi kawałek został). To podłoże tak się elektryzuje, niczym Rosja za władzy rad. Tu skany, więc pół biedy. posiedzi się nad foto szopą i się wstempluje, a pod powiększalnikiem większa bieda. Bieda szczególna, bo mimo użycia ramek bezszybkowych, mimo dmuchania niczym wielki zły wilk i tak za każdym razem jakiś paproch paskudny zostawał. I jeszcze jedno. Podłoże PET czy też inne, działa jak światłowód, przez to i przez swoją nieuwagę doprowadziłem do tego, że pierwsza klatka na filmie była tak zaświetlona, że nie nadawała się do Nietzschego. Absolutnie!

Oriental vc-fb ii warmtone

Ilford mgw.1k


  Na co jeszcze zwróciłem uwagę powiększając? Że film ów ma bardzo duże ziarno. Powiększając na papier 20x25cm nie spodziewałem się takiego. Bo gdybym się spodziewał, to bym wołał w rodinalu. Ha!

  Wyniki pierwszego wołania, zmusiły mnie do pewnych przemyśleń. Przemyślenie pierwsze: jeśli chcemy się zbliżyć do czułości pudełkowej i uzyskać cywilizowaną gęstość negatywu, należy wydłużyć czas wołania. Wykoncypowałem sobie piętnaście minut i tak właśnie drugi film wywołałem. Przemyślenie drugie: czarna woda i niebieskawe podłoże to niechybny znak, że trzeba sprawdzić film w podczerwieni. I taki był plan na niedzielę, ale niestety w niedzielę nie dopisało słońce, odłożyłem więc drugą część testu na bliżej nieokreśloną przyszłość. Nie mogły to być ani poniedziałek, ani wtorek, bo wtedy szedłem do pracy na rano, a zieloności w aptece tyle co na lekarstwo, czyli nic. No dobra, jest jeden storczyk, ale ktoś mi wlezie i buła, a nie fotografia tradycyjna będzie.

  Dopiero w środę udało się zgrać zmiany ze słońcem. zawiozłem Córkę do przedszkola, a sam odmawiając sobie nie tylko śniadania, ale i porannej kawy, zabrałem się za fotografię podczerwoną. Zestaw rejestrujący był ten sam co w sobotę, z tą różnicą, że dodałem filtr hoya r72. Nigdy nie robiłem makrofotografii podczerwonej w zimie, w dodatku przez szybę, postanowiłem zatem jak poprzednio wykonać trzy ekspozycje:

f/16
1s


f/11
1s

f/8
1s

f/3,5
1/15s

f/3,5
1/8s

f/3,5
1/4s

  Test na szybcika wykonany, ale nie da się ukryć efektu Wooda. Zastanawia mnie jedynie fakt, że na przysłonie f/3,5 wyszło lepiej, niż na przysłonie f/16. Trzeba by to powtórzyć, jak tylko wybuchnie zieloność. 


  Na pączkach efekt Wooda widoczny takoż. Ekspozycji nie pamiętam. 


  To zdjęcie mnie zastanawia, bo miało wyjść lepiej, a wcale tak nie wyszło. 




  No, ale nie da się ukryć, że pióro wyszło pierwsza klasa, nawet jakieś szczegóły widać między żeberkami spływaka. 


  A na opinelku to takie przejścia tonalne, że jak na Abbey Road. 

  A poza tym? No poza tym film nadal wygląda cienko, ale już lepiej niż za pierwszym razem. Nie miałem czasu go powiększyć, ale podejrzewam, że znowuż trzeba się będzie trzymać filtracji w okolicach 3 - 4. Wniosek jednak mój jest taki, że jak chcesz się bawić za 11zł/rolka, to się baw. Ja tam wolę zrezygnować z jednego piwa i dołożyć do tri-x'a. 

  Mój trud skończon.


PS.Aaha, pozostaje jeszcze wyjaśnienie tytułu. Otóż podejrzewam, że to jest nic innego, jak jakiś wynalazek rejestrujący w podczerwieni, a wykorzystywany wcześniej, jako film rejestrujący w fotoradarach. Coś jak rollei retro 80s i 400s. Przy czym nie jest to ten sam film, podobny ale inny, ale równie wątpliwy jak na mój gust.

2 komentarze:

  1. Zrozumialem tylko tytul, a i to w czesci. Konkretnie w drugiej czesci. Moze to dlatego, ze reszty nie przeczytalem. Tak... Tak bede uwazal.

    OdpowiedzUsuń