środa, 19 lutego 2014

Bronica EC-TL

Postanowiłem dokonać czegoś, czego nie dokonał przede mną żaden Polak. Postanowiłem opisać aparat Bronica EC-TL. Oczywiście na ile pozwala mi na to moja wiedza i zdolności. Czy się udało?  Nie wiem, osądźcie sami:

Pewnego razu przyśnił mi się John Lennon i powiedział: "każdy ma modułową lustrzankę średnioformatową, miej i Ty!". Bardzo mnie się ten sen spodobał, mimo że za Lennonem nie przepadam ani tyle, więc po przebudzeniu włączyłem komputer i zacząłem przeglądać Internety w celu znalezienia aparatu takiego jak dla mnie. Niektóre modele odpadły w przedbiegach ze względu na cenę, inne ze względu na pochodzenie klasowe i gdy już miałem dać sobie z zakupem spokój, znalazłem aparat taki jak dla mnie. Była to tytułowa bronica EC-TL.


Aparat pochodzi z roku 1975 i jak na swoje lata, ma pewną nietypową cechę. Jest to pomiar światła przez obiektyw, oraz samoczynny tryb naświetlania. Co prawda dzięki pryzmatom z pomiarem inne lustrzanki średnioformatowe też miały możliwość pomiaru TTL, ale bronica tym się od nich odróżniała, że pomiar był prowadzony przez tułów. Oznacza to, że w codziennym użytkowaniu można było na luzaku patrzeć w komin i nie było potrzeby noszenia pryzmatu, który lekką ręką ważył jakieś 652g. Czy tyle dokładnie? Nie wiem, strzelałem. Druga sprawa to właśnie ta wspomniana cecha, dzięki której po ustawienia pokrętła na pozycji A, fotograf ustawiał przysłonę, jakiej chciał użyć, a dobór czasu powierzał aparatowi. I wiecie co? Można było na tym aparacie polegać jak na Zawiszy. Ba! nadal można, o czym niejednokrotnie się przekonałem i w dobrych i w złych warunkach atmosferycznych. Nie wspomniałem jeszcze, że są pewne nieścisłości odnośnie pomiaru. Jedni powiem twierdzą, że w pierwszych seriach pomiar był centralnie ważony, to jest z uwypukleniem centrum kadru, a inni twierdzą, że w późniejszych wypustach, światłomierz mierzył światło z całego kadru. Jak było? Nikt nie wie, czeski film jednym, a zasadniczo dwoma słowami.




No, ale nie ma co dzielić konia na czworo, czas się zająć aparatem, jego budową i innymi cechami jemu danymi. Patrząc z lekkiego skosa na lewą ściankę aparatu co nam się rzuca w oczy? Pewnie każdemu co innego, ale mnie się powiedzmy, że nasamprzód rzuca czerwony guzik światłomierza, który można wykorzystywać także jako przycisk podglądu głębi ostrości. Aparat mierzy światło bowiem po przymknięciu przysłony do wartości roboczej. Jest to pomiar przez lustro (behind the mirror), cokolwiek by to znaczyło. Druga rzecz i trzecia jakie mnie się rzucają w oczy, to oprócz marki aparatu dwa oznaczenia, modelu EC-TL i TL. Nazwę EC-TL można rozwinąć jako electronically controlled - through the lens. Oznacza dla nas to tyle, że aparat posiada migawkę sterowaną elektronicznie, a pomiar odbywa się przez obiektyw. Ale o tym już było. To TL na czołówce aparatu znaczy to samo. Bez sensu, ileż można powtarzać, ja to załapałem już w pierwszym akapicie, mimo że nie było tam o tym mowy. A jak z Wami jest, ha? 

Kurcze! Obiektyw, przecież najpierw rzuca się obiektyw. Obiektyw tak się rzuca, że kiedyś Komura 4/200 wypadła mi na posadzkę, bo ją macher źle skręcił. Całe szczęście, że mi kafelki w kuchni nie pękły. W każdym razie obiektyw posiada mocowanie bagnetowe, tak zwany mały bagnet, który się mocuje w duży bagnet. Duży bagnet posiada ślimacznicę, służącą do nastawiania ostrości. Bowiem obiektywy o ogniskowych 40mm - 135mm (i wspomniana Komura) takiej możliwości nie mają, są tylko zespołami soczewek. Ale może o tym później. Albo nie. Zobaczę. 


Na lewej ściance widzimy także stopkę lampy błyskowej, ale bez styku służącego do wyzwalania jej. Za to nieco z tyłu, nad paskiem jest gniazdko PC, które wyzwala lampy po kabelku. Przed stopką widzimy dźwigienkę, a pod stopką przycisk. Jest to dźwignia wstępnego podnoszenia lustra, co jest bardzo przydatne podczas zdjęć na statywie z długim czasem naświetlania. Aby podnieść lustro należy wcisnąć przycisk, a następnie przesunąć dźwigienkę w dół. Lustro się podniesie, a po wykonaniu zdjęcia i zamknięciu migawki wróci tam gdzie stało. Nie, nie ZOMO. Ono tam stało, jak Zygmunt III Waza na kolumnie Zygmunta.


Kominek wizjera dumnie sterczy. I ładnie co więcej. I taki ładny na nim znak ZORRO. Wzruszyć się można. 





No to powygłupiały my się, czas na drugą stronę. Z drugiej strony nadal widzimy obiektyw przede wszystkim, ale widzimy też w lewym górnym rogu czołówki (kiedy patrzeć od tej strony) przycisk, który służy do wyjmowania helikoidu. Helikoid mocowany jest to tułowia za pomocą dużego bagnetu, a należy go wyjąć, kiedy używamy dłuższych obiektywów, powyżej 200mm, prócz Komury jak sądzę, oraz podczas używania telekonwertera. Po założeniu telekonwertera w niego wpuszczamy helikoid i dopiero w niego wrażamy obiektyw. Na dole czołówki widzimy spust migawki z czerwoną kropką. Czerwona kropka w zależności od swego położenia informuje, czy spust jest zablokowany, czy nie jest. Teraz? Sam nie wiem. Nie pamiętam. Zdjęcie sprzed trzech lat. 

Na bocznej ściance widzimy pokrętło służące do nastawiania czasów migawki, wraz z wewnętrznym pokrętłem służącym do ustawiania czułości filmu. Widzimy złożoną korbkę przewijania filmu, a zarazem naciągania migawki. To co widzimy dalej, to już artefakty kasety. Je może zostawię na później. Może nie zapomnę o nich, ale nie obiecuję. 


Skoro jesteśmy przy migawce, to jest tak, że na pokrętle znajdziemy następujące nastawy: B - 4s - 2s - 1s - 1/2s - 1/4s - 1/8s - 1/15s - 1/30s - 1/60s - 1/125s - 1/250s - 1/500s - 1/1000s - A - •. Czyli jasne. mamy tryb B, czasy od 4s do 1/1000s, tryb automatyczny i czas mechaniczny oznaczony kropką, który jest równy 1/40s. Po wybraniu litery A, jak wspomniano aparat pracuje w trybie preselekcji przysłony i wówczas wybiera czasy od 2s do 1/1000s, bezstopniowo. I te wszystkie prawda czasy, prawda, wymagają, żeby prawda, była włożona bateria. Bez baterii, lub kiedy jest ona słaba, migawka otwiera się, lecz nie zamyka, coś jak tryb B. Wyjątkiem jest właśnie nastawa na kropkę, gdyż czas 1/40s jest czasem mechanicznym i baterii nie potrzebuje. Aha, po otwarciu migawki w reżymie B, aparat nie marnuje baterii, a i do zamknięcia jej nie potrzebuje. Jest to ważne przy długich czasach naświetlania, kiedy aura nie sprzyja. Są  bowiem aparaty, że trzymają migawkę otwartą dzięki prądowi, bateria pada - migawka też. Niemiłe to, a tu proszę. Można? Można!






Właściwie to wszystko już było. Aha, zwróćcie uwagę na to, że czas 1/60s jest zaznaczony na czerwono, a jest tak, bo to jest czas synchronizacji elektronowych lamp błyskowych.

Na górze kominka widać wichajsterek. Światło tam się mocno odbija więc nie widać, ale uwierzcie mi, że jest na nim strzałka. Sam wichajsterek służy do otwierania kominka, a gdy już otworzymy kominek, służy on to rozkładania lupki. Trzeba po prostu przesunąć w kierunku wskazywanym przez strzałkę.






A tak wygląda aparat po zdjęciu obiektywu. W aparacie został helikoid. Jak widać i porównać z poprzednimi oraz następnymi zdjęciami, obiektyw dość głęboko zanurza się do wnętrza aparatu. Przez to lustro musi być podzielone na dwie części. Większa część - górna, podnosi się, zasłaniając matówkę, natomiast mała - dolna ześlizguje się na dół, chowając się w trzewiach aparatu. W związku z tym pasują obiektywy stosowane z poprzedniczkami, to jest bronikami D i S2 (S2A). Przy czym tam było śmieszniej, bo całe lustro opadało na dół, a matówka była zasłaniana dodatkową roletką. Na bogato pan Japończyk to wymyślił, nie mam pytań.




Nic ciekawego, o czym bym już wcześniej nie pisał. Więc napiszę o szyberku, w sumie nawet można ujrzeć szczelinę szyberka. Albo nie, napiszę o tym, że aparat nie otworzy migawki, dopóki nie wyjmie się całkowicie szyberka ze szczeliny. Ma tam taką krzywkę, ta krzywka blokuje bolczyk i ten bolczyk albo nie pozwala, albo pozwala. Zwłaszcza kiedy go nie ma, bo schowany.



Tu z tej strony prawda, widzimy na przykład pokrętło służące do ustawiania czułości filmu. W sumie żadna rewelacja, bo możemy ustawić w zakresie 25 - 3200ASA. Zasadniczo szybszych filmów jak 400ASA nie używam, ale czasem przydałaby się niższa czułość, niż te 25ASA. Przy okienkach nastaw czułości filmu widzimy trzy kropki, każda dla innego zakresu ogniskowych. Biała kropka dla obiektywów 40 - 100mm, żółta: 150 - 200mm, czerwona: 300 - 1200mm. Musiałem sprawdzić w instrukcji, bo najczęściej używam obiektywów 50mm i 75mm.



Na kasecie z kolei widzimy przełącznik 12/24. Jeśli fotografujemy na filmie typu 120, ustawiamy przełącznik na wartość 12, jeśli używamy filmu typ 220, wtedy przełączamy na 24. Przełącznik ten wpływa na licznik, żeby liczyć film normalny, albo podwójny. Nic więcej. Poniżej widzimy klucz przewijania filmu w kasecie, niezależny od korbki na korpusie. Widzimy też (trochę licho) metalowy przycisk i dźwigienkę. Służą one temu, żeby można było wykonać wielokrotną ekspozycję. I znów, wciskamy guzik, przesuwamy dźwigienkę tak, aby znacznik wskazywał literę D i hajda na koń! naciągamy migawkę, lecz nie przewijamy filmu. Żeby wrócić do normalniej pracy, wciskamy, wracamy na A i tak. Ta funkcja przydaje się takoż, kiedy musimy wyzwolić migawkę, a aktualnie nie mamy filmu w kasecie, bowiem aparat w trybie kasety A, nie wyzwala, ma wewnętrzną blokadę. Znaczy można wyzwolić migawkę zdjąwszy kasetę, ale prościej przestawić dźwignię, nieprawdaż.





Od góry zaglądając w wizjer, przy normalnym użytkowaniu ujrzelibyśmy diody (z przodu wizjera), które informują użytkownika jaki czas jest ustawiony, ewentualnie jaki czas dobrał aparat w trybie preselekcji. W trybie preselekcji wybrany czas miga, a trybie ręcznym dla odmiany świeci światłem ciągłym. Czasy od 4s do 1/60s kolor diod jest żółty, pozostałe czasy świecą na zielono. Dodatkowo znajdują się też diody czerwone informujące o prze- lub niedoświetleniu. Diody zaczynają świecić, po włączeniu światłomierza. I jeszcze jeden warunek, migawka koniecznie musi być napięta.



O! widzicie strzałkę na kominku? Teraz mi wierzycie. Ale zaprawdę zaprawdę powiadam Wam, błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.



Na dole, który jest zasadniczo tyłem, kaseta. Na kasecie przyciski dwa, służące do jej otwierania. Znajdują się one po lewej stronie. Najpierw zasadniczo należy wcisnąć ten ze strzałką, a następnie ten nad nim. Dopiero wtedy kaseta się otworzy, a licznik się wyzeruje. Zaraz, on już jest zerem. Coś pokiełbasiłem. Między guzikami, a licznikiem kieszonka na skrzydełko z pudełka po filmie. Dzięki temu skrzydełku pamiętamy co jest w kasecie.



Aha, na szczycie, jakby się przyjrzeć, można się dopatrzyć na obiektywie przyciskozatrzasku zwalniającego obiektyw ze ślimacznicy.






Od spodu nic. Może poza gwintem statywowym, standardowym, czyli 1/4'', komorą baterii do której idealnie pasuje sześciowoltowa bateria srebrowa 4SR44 (PX28), oraz otworami pozycjonującymi kiedy używamy z aparatem uchwytu w kształcie litery L. Uchwyt ten znajduję nie do końca wygodnym, bowiem trzeba go trzymać lewą ręką. No ale z prawej to on by nie mógł być, bo pokrętła. Dlatego wolę używać chwytu pistoletowego, ale o tym później.





Tak wygląda aparat z pryzmatem 45° i obiektywem Komura 4/200.





A tu dziewczynka z zapałkami.





Tu z kolei widzimy Bronisławę z Aleksandrem. Czasem tak w życiu bywa, że Bronisława tłamsi sobą Aleksandra. Zahukany chłopina, ale co poradzi? Nie ta kategoria wagowa.





I na koniec przysmak Wikingów, śmietana w śmietanie oraz młot Thora. Na Odyna, czyż to nie piękne? Ja patrzę i płaczę.


Wypadałoby jakoś podsumować, dać za i przeciw, porównać z innymi, ale do diaska! Czy to ważne? Nieważne. Dla mnie to jest najlepsza średnioformatowa lustrzanka modułowa i basta!


Tally ho!


Zdjęcia wykonane tym aparatem, przeze mnie, znajdziecie tym albumie.

2 komentarze:

  1. Piękna Bronisława. I recenzja też. A piszę tak, ponieważ tak uważam a nie inaczej.

    OdpowiedzUsuń