piątek, 5 kwietnia 2013

Chiński akrodeon dla karzełków, czyli skośnoooka mewa.

Hǎi ōu 203 aka Seagull 203

Wiedziony ciekawością i lenistwem i słabością chwilową przymuszony, postanowiłem kupić swego czasu średnioformatowy aparat dalmierzowy produkcji Chińskiej Republiki Ludowej marki hǎi ōu 203 aka seagull 203 aka mewa 203. Wybór padł na ten akurat aparat, bowiem był dalmierzowy i był miechowy i kojarzył mnie się z mientolowymi papierosami marki mewa, które paliłem na tyłach kasyna wojskowego w Lublinie, przy al. Racławickich, dzięki uprzejmości koleżanki mojej z klasy. Aha, i podobnie do wspomnianych wyżej cygaretów, nie kosztował fortuny, jak o niebo lepsze mientolowe salemy z miasteczka (dla niepoznaki) Eastwick.

Aparat był produkowany jakoś od lat 60. i jego konstrukcja została prawdopodobnie zgapiona z jakiegoś przedwojennego, albo powojennego aparatu. Jakiego? Nie wiem, nie wnikałem, a nawet gdybym wniknął, nie napisałbym ponieważ właściciele oryginału zaraz by mnie tu wezwali w szranki i konkury, aby wyższości aparatki swej dowieść. Więc aby nie doprowadzić do zamieszek watah zbrojnych na ulicach Stolnicy co się zowie, przejdę do skromnego opisu aparatu w tytule wymienionego.


Tu widzimy aparat, który klapkę zamknąwszy, wstydliwie kryje się przed voyeurystą obleśnym w naszej osobie. Na górze widzimy pokrętła jakieś, które poddamy obdukcji kilka akapitów niżej. Niżej na frontonie widzimy po lewo okienko dalmierza, po prawo okienko celownika lunetkowego, a pomiędzy niemi pierś swą dumnie wypina mewa bojowa, od którego imienia aparat imię wziął, a gdyby kto zapomniał, gdyż stetryczałym sklerotykiem jest, przypominam, że cały czas mowa o seagullu 203.


Ale wystarczy młodą dziewoję mile połechtać, a wypuszcza swą trąbę niczem komarzyca krwi samczej spragniona, miech rozciąga niczem lwowski andrus swój akordeon i takie tam różne skojarzenia frywolne. Prócz miecha, kuźnię kowalską na myśl przywodzącego, widzimy migawkę z wbudowanym obiektywem, a może nawet na odwrót. Migawka nazwy pozbawiona, jakoby to legendarny Gallus Anonimusem zwany był, ale już na obiektywie widzimy oznaczenie S-111-2, które gdyby coś znaczyło, zostałoby przeze mnie rozszyfrowane i ku radości gawiedzi dostarczone. Migawka otwiera się w zakresach czasów 1s - 1/300s oraz B jak balon. Za każdym razem migawkę musowo naciągnąć dźwigienką z zielonym oczkiem. Sam obiektyw to prawdopodobnie na 99,9% tryplet o ogniskowej 75mm i otworze względnym 1:3,5. Najmniejszy otwór przysłony wynosi 1:22.


 Po drugiej stronie widzimy dokładnie to samo, tylko że z drugiej strony. WRÓĆ!!! A przepraszam, widzimy tu dodatkowo dźwigienkę samowyzwalacza z czerwoną kropką, tak mile kojarzącą się z książeczką czekową Mao Ze Donga, która okładki takiego koloru dokładnie właśnie miała.


 No to teraz będą jaja, bo od góry na obudowie migawki widzimy pierścień z czerwoną kropką wskazującą swym grubym paluchem z brudnym paznokciem na tow. Balona jak B. Ów pierścień czasy, nowe czasy wybiera i każdy kto nie jest wystarczająco postępowy, musi odejść na wieki lub zamilknąć. Zapomniałbym, pierwszy jest pierścień nastaw odległości (ze skalą głębi ostrości), sprzężony z dalmierzem w celowniku, ale jest on na tyle niewidoczny na zdjęciu, że jestem niemalże rozgrzeszony, ale odległość ustawia się tym zębatym pierścieniem nad miechem. Poniżej skali nastaw czasów znajduje się wybierak przysłon ze strzałką z czerwoną kreską. Czerwoną niczym sztandar komunistycznej ojczyzny aparatu. Przeszedłszy upendałnem przez miech, dochodzimy do sedna, czyli korpusu. Zacznę od prawej, bo łatwiej. Jest tam dźwignia naciągu filmu i spust z blokadą, zabezpieczającą przed kolejną ekspozycją na tej samej klatce. Co prawda migawkę można naciągnąć, ale nie można wyzwolić jej, dopóki nie przewinie się filmu. Na środku napis po angielsku  głosi, że seagull. Co głosi napis chiński nie wiem, bo muszę się przyznać nie uważałem na chińskim w liceum (he, he, daliście się nabrać, nie chodziłem do liceum, tylko do zawodówki o profilu ślusarz-tokarz, a wieczorowo ciągnąłem drugi fakultet: kotlarz-palacz). Na samym końcu widać niczym koło sterowe Aurory, kalkulator ułatwiający obliczenie prawidłowej ekspozycji. W półkolistym, oble zakończonym okienku, znajdują się piktogramy oznaczające miejsce wykonywania zdjęcia, podejrzewam że będzie to od góry przestrzeń za stodołą z dala od tejże, jakieś cienie pod śliwką chińską typu liczi, pokój w komisariacie milicji i tam dalej. Na pierścieniu z kolei znajdują się czerwone okręgi z podwójnym dnem. Na przykład ten cały pusty w środku imaginuje nam słoneczko, tak jasne, takim blaskiem świecące, jak tylko nasz Przywódca najjaśniejszy potrafi. Im kółeczko bardziej zamalowane, tym z podlejszą kreaturą do czynienia mamy. Na samym dnie znajduje się kropelka monsunowego deszczu. W środku kalkulatora znajduje się obrotowa tarcza z okienkami, w których ustawiamy czułość zastosowanego filmu w ASA lub DIN, albo w obu naraz, kiedy ktoś ma fantazję. Ja mam i jak widać wykorzystałem oba okienka, a co! Stać mnie! W opozycji do kółek mamy liczby, o których zastosowaniu napiszę niżej. "Hola! Hola! Panie cwany gapa, a jak z kalkulatora korzystać?" zawołacie. Ano tak, że wybieramy piktogram oznaczający otoczenie fotografującego i jego celu, na ten piktogram celujemy odpowiednie kółko (słońce, chmury, deszcz), po przeciwnej stronie odczytujemy wartość liczbową, którą wykorzystujemy do ustawienia ekspozycji, o czym za chwilę, albo dwie.


 Tu jest chyba napisane "Made in China" w obu językach imperium. Jest też numer seryjny i celownik. Na ściance tylnej są dwie blindy podpisane "12" dla numeracji kadru 6x6 i niżej "16" dla numeracji 6x4,5. Bowiem o czem nie raczyłem wspomnieć, aparat jest dwuformatowy.



 Po otwarciu klapy, niby normalnie, ale, ale: szast-prast i rozkładamy dwie blaszki, dzięki którym z formatu 6x6 robi nam się 6x4,5. No! Panie, mają łeb te Chińczyki. Nie dziwota teraz, że trzymają się mocno. Przypomne bowiem szanownemu Państwu, że po tej stronie muru, aby zmienić format, trzeba było mieć odpowiednią fabryczną ramkę, którą jeśli zgubiliśmy podczas przeprowadzki, to zgubiliśmy i koniec, kaplica, a jak kaplica to też grób. Aha, przepraszam za rdzę, ale aparat przeleżał trzydzieści lat pod słodkimi kartoflami, chyba patatami.




 To jest już koniec, czyli tajemnica tajemniczych cyferek i pan Samochodzik rozwikłana. Po ustawieniu kalkulatora jak należy, wybieramy z puli odpowiednią liczbę i zamiast do kolektury najbliższego TOTO, udajemy się na mordkę obiektywu, gdzie znajdują się takie same cyferki i liczby kropkami oddzielone. Strzałka wybierająca liczbę połączona jest z wybierakiem czasu i wybierakiem wartości przysłony, a one z kolei w wielkim ząbkowanym pierścieniem z kropką. Obracając pierścieniem wybieramy konkretną parę przysłona-czas, aby zmienić wartość przysłony, należy lekko podnieść wybierak liczb i przesunąć go względem pierścienia z kropką. Po tej czynności, należy ustawić konkretną wartość liczbową. Mam nadzieję, że tak zamotałem opis, że nikt tego nie zrozumie i będzie musiał nająć Mandaryna, który mu to wszystko łacno wytłuszczy tranem lub innym smalcem. Tak czy siak kalkulator jest dość dokładny, w kontrowersyjnych momentach różnice pomiędzy nim, a elektronicznym światłomierzem sięgały 1EV (zdjęcia prześwietlone były o tyle właśnie), ale raczej kładłbym ten fakt na karb mojej subiektywności, a nie na błąd w obliczaniu logarytmu samego w sobie.

Na koniec powiem tylko tyle, nie jest to może cud techniki na miarę sprzętu niemieckiego z tamtego okresu, ale obiektyw rysuje, migawka miga i jest gut.

Kilka zdjęć powstałych przy użyciu wyżej opisanego aparatu, czyli "śioł mi so potrafiś":

fujifilm neopan 100 acros 100@100
tetenal ultrafin plus 1:6 (n+2)
25*C 7'00''
0-1+4x/1'

fujifilm neopan 100 acros 100@100
tetenal ultrafin plus 1:6 (n+2)
25*C 7'00''
0-1+4x/1'

fujifilm neopan 100 acros @100
tetenal ultrafin plus 1:6
27*C 7'45'' (n+2; 1,4x)
0-1'+2x/1'

fujifilm neopan 100 acros 100@100
tetenal ultrafin plus 1:6 (n+2)
25*C 7'00''
0-1+4x/1'

2 komentarze:

  1. szukam takiego wynalazku - może byś sprzeda? - recenzja zacna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak na razie aparat jest uszkodzony, a coś nie mogę się zebrać, żeby go wysłać do Bydgoszczy, bo jak znam życie, cena naprawy wielokrotnie przekroczy cenę aparatu.

      szkoda, że nie przeczytałem tego wątku miesiąc temu, akurat byłem w Lublinie w międzyczasie, byłbym wziął, byłbyś zobaczył jak to wygląda.

      Usuń